Wiosną chcemy rozjaśnić nie tylko garderobę, ale często też
włosy. O ile niektórym przychodzi to z łatwością, o tyle brunetki mają
najtrudniej. Możliwości są, jak poinformowała mnie moja fryzjerka, tylko dwie.
Po pierwsze ciemne, prawie czarne włosy, możemy potraktować jaśniejszymi
refleksami, które dają lekko trójwymiarowy wygląd. Mnie jako zwolenniczce
jednolitego koloru takie rozwiązanie bardzo nie odpowiada. Drugim rozwiązaniem
jest dekoloryzacja, której wiele osób boi się jak ognia. Wiele kobiet nie
podejmuje takiego ryzyka, bo po wnikliwym internetowym researchu zabieg
dekoloryzacji wydaje się potworem siejącym zniszczenie. Komentarze na forach i wpisy na blogach wpływają na to, że nie decydujemy się na zmianę.
Zwróćmy jednak uwagę jakimi komentarzami sugerujemy się przy podejmowaniu
decyzji. Większość przeciwniczek dekoloryzacji dokonywała jej sama przed
lustrem przy pomocy taniego rozjaśniacza. Czy jest więc dziwne, że doprowadziły
włosy do opłakanego stanu? Pytanie oczywiście retoryczne. Samemu to można sobie
co najwyżej podciąć grzywkę, co też nie zawsze jest dobrym pomysłem. Znalazłam
też parę rzetelnych opinii na ten temat i po rozmowie z fryzjerką zdecydowałam
się to zrobić. Jeśli zależy Wam na zejściu z czarnego / ciemnego brązu na blond
to na pewno będzie to o wiele trudniejsze niż zejście o kilka tonów niżej. Moim
celem było z ciemnej czekolady, widzianej przez otoczenie jako czarny,
przejście na średni brąz.
Po pierwsze- zastanówcie się czy na pewno warto.
Bardzo ważne jest to w jakiej kondycji obecnie są Wasze włosy. Czy macie cienkie, wypadające i raczej słabe włosy? Jeśli tak, przemyślcie czy naprawdę zależy Wam na zmianie odcienia. W przypadku gdy obecny wygląd bardzo Wam się znudził i brak zmian powoduje sporą frustrację to oczywiście możecie to zrobić, ale po zabiegu trzeba przyłożyć się do odbudowy włosa. W moim przypadku na pewno było warto. Brak tych negatywnych śladów dekoloryzacji mogę jednak zawdzięczać po części moim mocnym włosom, które są bardzo gęste i raczej odporne na wszelkie maltretowanie farbami i rozjaśniaczami. Nie spodziewałam się aż tak zadowalającego efektu. Po całym zabiegu nawet fryzjerka była zdziwiona, że włosy po wysuszeniu są tak miękkie jakby żadnej dekoloryzacji wcale nie było. Bardzo możliwe, że akurat w moim przypadku przeszło to bez bólu dzięki "genowi niezniszczalnych włosów", który zawdzięczam mojej mamie <3
Po drugie- nie róbcie tego same.
Zabieg kosztuje w zależności od salonu i włosów między
150-250 zł. Przy moich włosach średniej długości zapłaciłam 200 zł. Przekonałam
się, że warto wydać te pieniądze, bo samodzielne zdejmowanie koloru może Was
kosztować dużo więcej. Czym jest 200 zł jeśli unikniecie popalonych,
poplamionych i żółtych włosów? Radziłabym zrobić to w dobrym, sprawdzonym salonie
i porozmawiać z fryzjerką o tym, jakie preparaty stosowane są do dekoloryzacji.
Najlepiej, aby były one delikatne. Często stosowana jest 12% - owa woda utleniona, która powoduje duże szkody dla włosa i nic dziwnego, że są one
później twarde, suche i spalone. W moim salonie stosowana jest zaledwie 4%- owa
woda i dając taki sam efekt nie zniszczyła włosów. Oczywiście efekt nie zależy tylko od wody.
Jak wygląda dekoloryzacja?
Jeśli już wiecie, że klamka zapadła, zarezerwujcie 3-4
godziny. Czas ten dotyczy Waszych włosów jeśli do koloryzacji stosowałyście
farby bez amoniaku lub robiłyście to w salonie. Jeśli Wasze farby były
szkodliwe i pełne metali ciężkich, zastanówcie się poważnie. Może zaistnieć
konieczność kilkakrotnego powtarzania zabiegu i czas w skrajnych przypadkach
wydłuża się do pół roku. Moją farbą była Casting Creme Gloss od Loreal, która całe
szczęście nie ma amoniaku, dzięki czemu dekoloryzację udało się zamknąć w jednej wizycie. Na
początku nakładany jest rozjaśniacz, który poza tym, że śmierdzi, zdejmuje z
włosa dotychczasowy kolor. Dla mnie było to bardzo stresujące, bo nie
wiedziałam czego się spodziewać i czego oczekiwać. Po zmyciu rozjaśniacza na
głowie panował pomarańczowo - żółtawy chaos, co do wywołało u mnie stres i
napięcie. Na szczęście fryzjerka widząc strach w moich oczach wyjaśniła mi, że
to normalne i konieczne żeby przyjął się nowy kolor. Na początek na włosy położono
mi czysty pigment, a po pewnym czasie nakładana była już
farba, a właściwie colorance. Wybrałam średni brąz, który w katalogu wyglądał
dużo jaśniej niż moja ciemna czekolada. Kiedy po 3,5 godziny włosy były już
gotowe, początkowo miałam wrażenie, że nic się nie zmieniło. Nadal miałam po
prostu ciemne włosy, ale fryzjerka tłumaczyła, że po dekoloryzacji łuski włosa
są tymczasowo otwarte i farba szybko będzie się spłukiwać, a odcień rozjaśniać. Okazało się to
prawdą, bo po każdym myciu od dnia dekoloryzacji włosy robiły się coraz
jaśniejsze i rzeczywiście w przeciągu miesiąca najlepiej nałożyć kolor jeszcze
raz. Z każdym dniem efekt był coraz bardziej widoczny i włosy nabrały ładnego, brązowego odcienia.
Jak wyglądają włosy po dekoloryzacji?
W moim przypadku są błyszczące i co najważniejsze zgodnie z
założeniem - jaśniejsze. Efekt jest taki jak oczekiwałam, a włosy nie są
zniszczone ani popalone. Niewykluczone jednak, że jeśli zdecydujecie się na samodzielną dekoloryzację, uzyskacie na włosach panterkę, czyli brzydkie plamy.
Pielęgnacja po dekoloryzacji
Po zabiegu trzeba otoczyć włosy wyjątkową opieką. Dobrze by
było zaopatrzyć się tymczasowo w lepszą maskę, którą można zakupić w salonie.
Dla mnie idealna jest Mila, której jakiś czas temu poświęciłam cały post. Po
dekoloryzacji niezbędne jest stosowanie jej przy każdym myciu, nawet jeśli
oznacza to 4 razy w tygodniu. Dopóki włos nie zostanie odbudowany i nie
zregeneruje się w pełni, maska jest niezbędnym elementem pielęgnacji.
Najważniejsze jest to, aby zawierała w swoim składzie keratynę, która je
odbudowuje. Mila nadaje się świetnie do pielęgnacji po rozjaśnianiu i
koloryzacji, więc ponownie polecam!
Summa summarum, dekoloryzacja nie zniszczy Wam włosów i da
zadowalający efekt pod warunkiem, że wykona ją profesjonalista. Udane
dekoloryzacje domowe to zaledwie 3-6% przypadków. Kosztowne, bo od 150-250 zł,
ale satysfakcjonujące jeśli potrzebujecie zmiany. Ciężko będzie uczynić
platynową blondynkę z brunetki, ale dla rozjaśnienia o kilka odcieni polecam
gorąco. W przeciwieństwie do tego, co widzimy za oknem, na moich włosach widać
już wiosnę J
Efekt dekoloryzacji widać na zdjęciu w moim opisie.