Ten miesiąc upłynął mi na czekaniu na wiosnę. Całe szczęście już jest ciepło i mam ogromną nadzieję, że będzie jeszcze cieplej. Teraz zaczyna się majówka, rozpocznie się sezon grillowy i rowerowy więc możecie spodziewać się zdjęć plenerowych. Teraz kilka zdjęć z kwietnia.
Od dłuższego czasu mam wielką ochotę na mrożone napoje.
Poprzedni mobile mix #1 był jeszcze dosyć mroźny. Teraz na szczęście było trochę lepiej, bo już od połowy kwietnia możemy cieszyć się przyjemną temperaturą. Zapraszam do obejrzenia zdjęć z kwietnia :)
Kawa zawsze będzie w mobile mixach zajmowała ważne miejsce :)
Mocha Berry, przepyszna :)
Bufetowa kawa... cóż może nie najgorzej wygląda, ale wierzcie mi, była okropna.
Sezon na truskawki uważam za rozpoczęty:)
Jak widać malinowy sezon także się zaczął :) W Lidlu na pewno :)
Samsung Galaxy S4 pierwszy dzień w sklepach. Jest niesamowity, naprawdę robi wrażenie.
Na koniec najcudowniejsze stworzenie na świecie :)
Wszystkim życzymy udanego wypoczynku, dobrej pogody i najlepszych imprez na majówkę :)
Jestem osobą, która lubi testować nowe produkty. Od dłuższego czasu jestem wielką wielką fanką płynu micelarnego do demakijażu Biodermy. Zużyłam już wiele buteleczek i mogę śmiało stwierdzić, że jak dla mnie nic nie jest w stanie mu dorównać. Wcześniej pisałam o płynie 2- fazowym z Bielendy <KLIK>, który także bardzo dobrze się u mnie sprawdza.
Moja chęć wypróbowania czegoś innego jednak wygrała i postanowiłam kupić płyn do demakijażu Rival de Loop z serii Clean & Care dostępny w Rossmannie. Tak naprawdę chciałam sprawdzić, czy produkt z niższej półki będzie wystarczająco dobry aby móc w razie potrzeby z niego skorzystać.
Do zakupu akurat tego produktu zachęciła mnie oczywiście cena w granicach 5-7 zł. Zainteresowało mnie to, że jest on pozbawiony tłuszczu oraz, że zawiera wyciąg z ginko i ogórka.
Postanowiłam użyć tego płynu jeszcze tego samego dnia. Na początek niezbyt przyjemny okazał się zapach. Nie będę ukrywać, jest to dla mnie dość duży wyznacznik jakości produktu. Tym bardziej jeśli ma on styczność z twarzą. Następnie nalałam produkt na wacik i przystąpiłam do demakijażu. Nie mogę powiedzieć, że usunął cały makijaż. Niestety. Dodatkowo zaczął się straszliwie pienić na buzi. Piana ta nie znikała przez dłuższy czas zostawiając klejącą się skórę. Najgorsze było jednak przede mną. Kiedy zaczęłam zmywać makijaż oka cała skóra w okolicach oczu zrobiła się czerwona i napięta. Oczy piekły bardzo mocno po chwili zaczęły mocno łzawić. Zaczerwienienie oczu jak i ich okolicy utrzymywało się jeszcze przez długi czas po ukończeniu demakijażu.
Mimo tych nieprzyjemności wypróbowałam go jeszcze 3 razy. Do trzech razy sztuka przecież. Za każdym razem było identycznie. Pienienie, pieczenie, klejąca się twarz. Tragedia. Pozbyłam się go z nieopisaną radością. Być może takie "efekty" daje tylko mojej skórze, może u Was się sprawdzi. Jeśli jednak macie wrażliwe oczy to na pewno nie jest to kosmetyk dla Was. Nie polecam tego kosmetyku.
Moja opinia: 0/10!!!
Jeśli miałyście okazję go wypróbować proszę dajcie znać jakie są Wasze opinie o tym produkcie.
Jakiś czas temu Natalia wyszperała w internecie odżywkę z bardzo pozytywnymi opiniami. Dałam się namówić na wypróbowanie jej na własnych włosach, dlatego dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami opinią na temat tego cudownego fioletowego wynalazku wyprodukowanego w USA.
Aussie - moist 3 minute miracle
Ta odżywka to rzeczywiście 3 minutowy cud :) Jest niesamowita i już po pierwszym użyciu poczułam jak bardzo odstaje od odżywek dostępnych w naszych drogeriach. Kiedy po raz pierwszy użyłam Aussie, moje włosy były krótko po zabiegu dekoloryzacji i był to czas kiedy po myciu włosów stosowałam tylko maskę. Odżywki odstawiłam na bok, ponieważ przez pierwszy miesiąc po dekoloryzacji włosy muszą być dobrze odbudowane i zregenerowane. Mimo to wypróbowałam wtedy Aussie, ponieważ z opakowania wyczytałam, że jest to odżywka do włosów zniszczonych i, co mam nadzieję widać na zdjęciu, hasło "deeeeep conditioning" przekonało mnie by spróbować.
Pierwsze wrażenie- świetny dozownik. Naprawdę dobrze przemyślane opakowanie, które umożliwia wydobycie odpowiedniej ilości odżywki bez ryzyka, że wyleci jej zbyt dużo. Drugie spostrzeżenie to zapach, który przyznaję, że lokuje się na mojej liście tylko odrobinę niżej niż Mila - tu możecie o niej przeczytać. Jest niesamowity i trudno mi określić go słowami. Może trochę podobny do landrynki, ale nie do końca. Ten zapach jest po prostu cudowny. Kolejne wrażenia były coraz lepsze, bo jak się okazało, po nałożeniu odżywki na wilgotne włosy mogłam je bez problemu przeczesywać palcami, co zdarza się bardzo rzadko. Zazwyczaj dopiero po spłukaniu odżywki włosy są gładkie i mogę je rozczesać, a w przypadku Aussie efekt jest już w momencie nakładania. Na opakowaniu znajdziemy nawet instrukcję jak stosować odżywkę brzmiącą: "Work into clean, wet hair. Use the next 2 minutes and 45 seconds to think deep thoughts about your day. Rinse then go!" :) Jak widać odżywkę należy przytrzymać około 2-3 minuty i spłukać. Dla mnie Aussie to połączenie maski i odżywki, ponieważ z jednej strony głęboko odbudowuje suche i zniszczone włosy nadając im miękkości, elastyczności i połysku, a z drugiej strony nie obciąża włosów tak jak maska. Jest to więc połączenie idealne, którego oczekuje chyba każda z nas, prawda? :) Jestem z niej bardzo zadowolona i myślę, że zwykłe drogeryjne odżywki nieprędko wrócą do mojej łazienki. Ponadto jest ona mega wydajna ze względu na dozownik, o którym już wspomniałam.
Skład odżywki wzbogacony jest australijską melisą, miętą, olejem z ziaren słonecznika, aloesem i olejkiem jojoba. Wszystko to powoduje, że włosy są zdrowsze i odbudowane, nawet jeśli codziennie traktujemy je suszarką czy prostownicą. Dostaniemy ją na allegro w cenie między 25 a 30 zł. Choć raz wypróbujcie, bo wrażenia są niesamowite, a zapewniam, że satysfakcja gwarantowana. Moje zdanie w 100% podziela Natalia, która też używa Aussie.
Pojemność: 236 ml
Ocena: 10/10
Na koniec chciałabym polecić produkt, który służy mi jako dopełnienie pielęgnacji włosów i używam go dodatkowo po zastosowaniu odżywki lub maski. W dzisiejszym poście jak widać rządzi USA, ponieważ jedwab w płynie Biosilk również został wyprodukowany właśnie tam. Tak jak Aussie służy do odbudowy i regeneracji zapewniając suchym, zniszczonym włosom zdrowy wygląd i miękkość. Zawiera czysty jedwab, witaminy i wyciągi z roślin. Poza odbudową nadaje włosom niesamowity połysk, co w słoneczną pogodę robi naprawdę duże wrażenie :)
Ważne jest żeby nie przesadzić z ilością, bo wystarczy, że w wilgotne włosy wsmarujemy dosłownie maleńką kroplę jedwabiu. Taka mała buteleczka może wtedy wystarczyć naprawdę na długo. Produkty Biosilk nie należą do najtańszych, ale taki jedwab to kolejny musthave, z którym się nie rozstaję. Większe pojemności kosztują kolejno 29,99 za 50 ml i 49,99 za 150 ml, ale często możemy natrafić na promocję. Ostatnio w Rossmanie za 19,99 zł można było kupić wersję 50 ml. Na początek jednak polecam wypróbować 15 ml, która kosztuje około 5 zł. Na pewno poprawi kondycję włosów i nada im przepiękny połysk.
Pojemność: 15 ml
Cena: około 5 zł
Ocena: 10/10
To tyle z dzisiejszej regeneracji i odbudowy. Niedługo zamierzam kupić także szampon nawilżający Biosilk, o którym oczywiście również napiszę.
Pogoda za oknem ewidentnie utwierdza mnie w przekonaniu, że mroźną i długą zimę mamy już za sobą! Uff. Wyciągnęłam z głębi szafy kolorowe bluzki, baletki, spodnie, na które tak długo czekałam. Jednak przyjście wiosny to nie tylko kolorowe i wzorzyste ubrania. Dla mnie to także żywe, intensywne kolory na paznokciach. Pomyślałam więc, że podzielę się z Wami moim zbiorem lakierów, które będą mi towarzyszyć przez okres wiosny i lata.
Większość tych lakierów znam już bardzo dobrze i nie rozstaje się z nimi, jednak pojawiło się kilka nowości w tym zbiorze i nie mogę się doczekać kiedy je wypróbuję;). Na pewno możecie spodziewać się zdjęć manicure zrobionych tymi lakierami.
Hitem zarówno tego jak i poprzedniego sezonu są neony. Wśród swoich lakierów mam dwa neonowe. Żółty z Golden Rose z serii proteinowej o numerze 323 oraz China Glaze Flip Flop Fantasy, który jest koralem złamanym pomarańczą.
Kolory bladego różu, brzoskwini czy koralu polubiłam w zeszłym sezonie. Zachwycają mnie swoją naturalnością i tym, że pasują absolutnie do wszystkiego.
Wszystkie z tych lakierów goszczą u mnie od dawna i jestem pewna, że nie raz wybiorę je w tym sezonie. Essie Sugar Daddy to bardzo blady róż, dający efekt zdrowych i zadbanych paznokci. Podzieliłam już się z Wami moją opinią o tym lakierze <KLIK> . Brzoskwiniowy kolor 452 od Miss Sporty. Lakier Golden Rose o numerze 83 pochodzi z serii Paris. Ma piękny malinowo- koralowy odcień, który zachwyca wszystkich. Kolejny lakier Essie to odcień Warermelon, który jest intensywnym, ciemnym różem. Ostatni lakier to Wibo Gel like w odcieniu 9 peaches and cream z limitowanej serii blogerek. Lakier ten ma bardzo gęsty brzoskwiniowo- różowy odcień.
Wśród moich lakierów znaleźć można kilka różnych odcieni niebieskiego. Bardzo lubię ten kolor zarówno w ubiorze jak i na paznokciach.
Pierwszy niebieski lakier to Golden Rose z proteinami o numerze 349. Jestem bardzo ciekawa jak sprawdzi się na moich paznokciach, ponieważ jest to mój najnowszy zakup. Następny jest Wibo Gel like w odcieniu 7 blue lake. W tle lakier z H&M o nazwie Peppermint Fusion, a obok niego jedyny fiolet jaki mam od Maxfactor o numerze 34- Juicy Plum.
Nie mogę trafić na idealny odcień mięty. Obecnie mam dwa kolory zieleni, a dwa oddałam w dobre ręce koleżanki, która zrobi z nich pożytek!:)
Wibo z serii candy pastel trend to pastelowy groszek o numerze 425. China Glaze to turkusowo- zielony kolor o nazwie Aquadelic.
Ostatnie dwa lakiery jakie wybrałam na sezon wiosna- lato planuję używać zawsze w duecie. Już raz mogliście widzieć jaki dają efekt w Mobile Mix <KLIK>.
Oba lakiery są z Golden Rose. Pierwszy biały o numerze 04 z serii Paris, drugi o numerze 115 z serii Jolly Jewels.
Zachęcam Was do eksperymentowania z kolorami nie tylko w ubiorze! ;)
W poprzednim poście poznaliście opinię na temat kilku wyjątkowo niedrogich produktów do pielęgnacji, m.in : krem do rąk, peeling do stóp, oliwka do ciała, płyn do demakijażu. Pora na kolejne. Oto produkty, które stosuję na co dzień i jestem z nich zadowolona.
#1 Czekoladowy peeling cukrowy do ciała Sweet Secret, Farmona
O tym cudownym zapachu ciemnej czekolady i pistacji wspominałam już przy okazji mleka do kąpieli z tej samej serii. Peeling ze zdjęcia również świetnie wpisuje się w grupę odświeżających kosmetyków na wiosnę. Dlaczego? Kryształki cukru w nim zawarte usuwają martwe komórki naskórka i pozostawiają świeżą, wygładzoną i pachnącą skórę. Efekt jest cudowny, ale największą różnicę poczujemy po regularnym stosowaniu go przez pewien czas. Myślę, że po zużyciu opakowania zdecydujecie się na zakup drugiego. Do głównych zalet należy oczywiście zapach - zniewalający, ale bardzo naturalny.
Tak jak cała linia kosmetyków Sweet Secret, ten peeling cukrowy na pewno znajdzie swoich wielbicieli wśród zwolenników naturalnych kosmetyków. Konsystencja gęsta, aksamitna i bardzo przyjemna w dotyku. Efekt to skóra wygładzona, miękka, delikatna i odświeżona. Wypróbujcie, a nie pożałujecie. Ja do Sweet Secret przywiązałam się mocno i na długo.
Do tej pory znalazłam go jedynie w Douglasie.
Pojemność: 225 g
Cena: 11.90 zł
Ocena: 11/10 :) <3
#2 Płyn do demakijażu oczu, Ziaja
Wyjątkowo niedrogi płyn, który sprawdza się może nie doskonale, ale jest przyzwoity. Za taką cenę nie możemy spodziewać się cudów i zmywania porównywalnego do płynu Bioderma Sensibio. Płyn jest uniwersalny, a jak wiadomo lepiej dobrać dla siebie odpowiednio produkty do cery tłustej, normalnej lub suchej. Myślę jednak, że jeśli brak nam gotówki na coś lepszego to warto sięgnąć właśnie po niego. Zmywa dobrze cały makijaż (eyeliner+tusz) i nie podrażnia.
Pojemność: 120 ml
Cena: 4 zł
Ocena: 7/10
#3 Krem do rąk i paznokci Sweet Secret, Farmona
Po raz kolejny już moja ulubiona pod każdym względem linia kosmetyczna Sweet Secret. Sprawdziła się również jeśli chodzi o krem do rąk. Przepiękny zapach słodkich trufli i migdałów to uczta dla zmysłów tak samo jak w przypadku czekolady i pistacji. Krem doskonale nawilża, nie pozostawia rąk tłustych i od razu się wchłania. Często trafiałam na kremy, których użycie zmuszało mnie do odczekania kilku minut, aby nie pozostawić na wszystkich ubraniach tłustych plam. W tym przypadku na pewno tak nie będzie, ponieważ sweet secret doskonale się wchłania. Godny uwagi ! :) Jedyny minus to dostępność. Do tej pory spotkałam go w Douglasie i Cosmedice.
Pojemność: 100 ml
Cena: 7,90 zł
Ocena: 10/10
#4 Krem do stóp, Lirene
Po miesiącach przetrzymywania stóp w zimowych butach i grubych skarpetach pora wypuścić je na wolność! Przydałoby się najpierw o nie zadbać, bo często po zimie skóra jest przesuszona i popękana. Właśnie do takiej skóry świetnie nadaje się regenerujący krem od Lirene. Krem stymuluje regenerację naskórka i likwiduje zrogowacenia. Po stosowaniu go przez miesiąc odczułam ogromną różnicę i przekonałam się, że warto poświęcić chwilę każdego wieczoru żeby zadbać o stopy. Skóra na piętach jest specyficzna i często trudno nam znaleźć krem, który pozostawi ją miękką i gładką, ale na pewno po Lirene można się tego spodziewać. Szczerze mówiąc ten produkt przerósł moje oczekiwania, a jego jedynym minusem jest zapach, który dla mnie jest zbyt intensywny. Krem zawiera olejek z drzewa herbacianego i prawdopodobnie to właśnie on nie do końca mi odpowiada. Zapach to jednak kwestia bardzo subiektywna i ile gustów czy preferencji, tyle opinii. Efekt: skóra miękka, wygładzona i dogłębnie zregenerowana. Polecam gorąco, ale dla siebie postaram się znaleźć krem Lirene o przyjemniejszym zapachu.
Pojemność: 75 ml
Cena: 8,99 zł
Ocena: 9/10
#5 Krem do rąk, Ziaja
W mojej szufladzie swoje miejsce mają aż 3 kremy do rąk Ziaja. Poza dwoma widocznymi na zdjęciu mam również oliwkowy, który tak naprawdę nawilża najlepiej spośród tej trójki. Generalnie pod względem zapachowym obydwa są niesamowite. Konsystencja również przyjemna, lekka i nietłusta. Wchłaniają się błyskawicznie i pozostawiają uczucie nawilżonych i gładkich dłoni. Obydwa także wzmacniają paznokcie i zapobiegają ich rozdwajaniu. Nie jestem w stanie stwierdzić, który z nich jest lepszy. Różnica jest taka, że kozie mleko zawiera witaminę A i E oraz służy jako profilaktyka zmarszczek, natomiast kokosowy krem zawiera lipidy z orzecha kokosowego oraz olej Canola, który chroni przed szkodliwym wpływem UV. Doskonale więc nadaje się dla osób korzystających z solarium lub latem, kiedy wystawiamy skórę do słońca. Są niedrogie i w moim przypadku świetnie się sprawdzają.
Pojemność: 80 ml
Cena: około 5 zł
Ocena: 9/10
#6 Krem do rąk, Johnson's Body Care
Na koniec nieco po przejściach, ale bardzo wysłużona tubka kremu, który praktycznie przez 3 lata stosowałam bez przerwy. Przez okres liceum był to jedyny krem, który kupowałam i naprawdę byłam od niego uzależniona :) Bywały dni kiedy pod ławką smarowałam nim dłonie na każdej lekcji :) Uwielbiam jego delikatny i przyjemny zapach. Konsystencja nieco bardziej tłusta niż przykładowo Sweet Secret, jednak tylko początkowo, bo po wchłonięciu skóra jest naprawdę maksymalnie długo nawilżona. Nawet jeśli umyjemy ręce, dłonie wciąż pozostają miękkie. Kosztuje nieco więcej, ale od strony technicznej myślę, że jest najlepszy ze wszystkich wyżej wymienionych. Pozostawia bardzo miękkie i aksamitne dłonie i całkowicie eliminuje poczucie szorstkiej skóry. Trzeba go wypróbować przynajmniej raz żeby przekonać się ile można stracić stosując inne kremy :) Zawsze, ale to zawsze będę o nim pamiętać i do niego wracać.
Pojemność: 100 ml Cena: 9-10 zł Ocena: 10/10 !!!
Wypróbujcie i sami oceńcie :)
Na koniec kawałek, którego słucham w kółko, urzekł mnie szczególnie tekst. Miłego weekendu :)
Zapraszam Was na serię postów różnego typu produktów do 15 zł, które mogę Wam z czystym sumieniem polecić. Myślę, że nie w każdym przypadku należy wydawać fortunę na markowe kosmetyki, ponieważ możemy znaleźć godne uwagi produkty w rozsądnej, przystępnej cenie. Mam kilka pomysłów na tę serię. Tym razem natomiast skupię się na produktach do pielęgnacji włosów, ciała, dłoni a także twarzy. Produkty te sprawdziły się w moim przypadku. Może znajdziecie tu coś dla siebie ;).
Na początek coś z pielęgnacji twarzy.
Krem NIVEA aqua effect
Trafiłam na niego zupełnym przypadkiem przy kasie w Rossmannie. Zachęciła mnie do zakupu jego cena 9,99 zł. Mam cerę normalną. Lubię czuć jak skóra jest odświeżona i nawilżona. Nie uznaje rozróżnienia kremów na dzień i na noc. Krem ten spisuje się u mnie doskonale. Odpowiednio nawilża, bez natłuszczania skóry. Szybko się wchłania, dzięki czemu możemy stosować go jako podkład pod nasz makijaż. Kiedy nałożymy go na twarz daje uczucie chłodu i odświeżenia. To bardzo przyjemne, myślę, że będzie jeszcze bardziej przyjemne gdy użyjemy go po całym upalnym dniu ;). Ma przyjemną lekką formułę, nie klei się, a jego zapach jest bardzo naturalny i nie sądzę by komuś mógł przeszkadzać.
Cena: 9,99 zł na promocji w Rossmannie, w cenie regularnej także mieści się w naszym przedziale, ponieważ kosztuje 14,99 zł.
Moja ocena : 10/10
Drugim produktem do pielęgnacji twarzy jest 2- fazowy płyn do demakijażu Bawełna z Bielendy.
Bielenda wypuściła na rynek kilka różnych wersji tego produktu. Ja skusiłam się na Bawełnę, która podobno ma wzmacniać rzęsy. Takiego efektu w tym przypadku niestety nie zauważyłam. Jest to płyn 2- fazowy, dzięki czemu możemy być pewne, że zmyje wodoodporny tusz do rzęs, mocną kreskę oraz ciemne cienie do powiek. Płyn ten jest dość tłusty co daje nam uczucie lekkiego nawilżenie wokół oczu. Nie podrażnia, nie uczula, mogą go stosować osoby noszące szkła kontaktowe, oraz z wrażliwymi oczami. Nie używam go obecnie codziennie, ale zawsze mam go w kosmetyczce- tak na wszelki wypadek. Dodatkowym plusem tego produktu jest jego łatwa dostępność.
Cena: 5-7 zł
Moja ocena: 8/10
Do pielęgnacji twarzy używam także peelingu z Perfecty.
Ten produkt już przedstawiałam bliżej na blogu jakiś czas temu <KLIK> .Nie sposób jednak nie wspomnieć o nim w tym przypadku. Cena: 12,59 zł w Rossmannie Moja ocena: 8/10
Moim produktem nr 1 w pielęgnacji ciała jest oliwka pielęgnacyjna Hipp.
Zaczęłam ją stosować przy dużym wysuszeniu skóry. Od tamtej pory używam jej regularnie dzień w dzień, a właściwie wieczór w wieczór. Oliwka ta, jak i każda inna nie jest dobra do stosowania rano po prysznicu, ponieważ bardzo długo się wchłania. Natomiast pozostawiona na noc czyni cuda dla skóry. ;) Ma przyjemny delikatny zapach. Koniecznie muszę zaznaczyć, że ma bardzo naturalny skład, bez chemii, idealny dla ciała. Nie zamienię jej na nic innego. To dla mnie produkt doskonały. Dzięki tej oliwce moja skóra jest jedwabiście gładka i doskonale nawilżona. Czego chcieć więcej?!;)
Cena: około 13 zł
Moja ocena: 10/10
Czas na krem do rąk.
Gorąco polecam krem Cien z Lidla.
Krem ten wypatrzyłam u koleżanki i postanowiłam, że muszę go spróbować. Nie żałuję, ponieważ okazał się najlepszym kremem jaki miałam, a miałam ich w swojej kolekcji naprawdę wiele. Jest to krem intensywnie nawilżający z olejkiem z migdałów i masłem shea. Mogę potwierdzić, nawilża. Nie klei się, ma delikatny zapach olejku migdałowego. Szybko się wchłania pozostawiając uczucie świeżości na dłoniach. Dostępny jest na dziale kosmetycznym w Lidlu. Plusem tego kremu jest także jego cena równa 3,99zł. Na tę chwilę to mój ulubiony krem do rąk i nie zamierzam go zmieniać.
Cena: 3,99 zł
Moja ocena: 10/10
Lato zbliża się do nas wielkimi krokami. Warto zadbać o stopy, które będziemy odsłaniać w sandałach czy japonkach. Do tego idealny będzie peeling do stóp bebeauty z Biedronki.
Peeling ten ma za zadanie złuszczyć martwy naskórek. Zawiera on w sobie naturalny pumeks, który posiada silne, mechaniczne właściwości ścierające. Lanolina ma za zadanie oczyścić, wygładzić i uelastycznić skórę stóp. Zapobiega pękaniu naskórka. Bardzo lubię ten peeling. Musimy pamiętać, że jest on dodatkiem, nie poradzi sobie z naskórkiem, który narastał nam przez cały zimowy okres. Jest to produkt, który pomoże utrzymać nam dobry stan naszych stóp. Dzięki niemu stopy stają się gładkie, nie pękają pięty i nie pojawiają się zgrubienia. Dostępny jest w Biedronce. Cena: około 3 zł!!:) Moja ocena: 10/10 Ostatnim produktem w tej serii będzie szampon do włosów Alterra.
Rossmann wypuścił serię produktów do pielęgnacji włosów, która nie zawiera syntetycznych barwników, substancji zapachowych czy konserwujących. Szampony te pozbawione są sylikonów, parafiny i SLSu. Jednak przy braku SLSu musimy liczyć się ze słabszym pienieniem się produktu, choć nie zawsze tak jest. Jak dla mnie szampon ten pieni się dobrze. Zawsze wybieram tę wersję- z papają i bambusem, która ma zwiększać objętość. Niczego takiego nie zauważyłam, ale nie jest to dla mnie problemem. Wybieram go, ponieważ najbardziej podoba mi się jego zapach ;). Na serię szamponów Alterra skusiłam się dzięki braku SLSu. Zauważyłam znaczną poprawę w kondycji- miękkości moich włosów. Przy innych szamponach czułam się jakbym miała siano na głowie. Dostępny jest tylko w Rossmannie. Spróbujcie, naprawdę warto!
Cena: 9.95zł w cenie regularnej, jednak co jakiś czas możemy kupić go na promocji za 6,49zł.
Moja ocena: 10/10
Z produktów do pielęgnacji to wszystko. Mam nadzieję, że każdy znajdzie coś dla siebie.
Niebawem druga część tej serii - kosmetyki kolorowe do 15 zł. ;)
Zabrania się kopiowania, powielania lub jakiegokolwiek innego wykorzystywania w całości lub we fragmentach jakichkolwiek informacji lub zdjęć z serwisu internetowego http://goodtotry.pl bez mojej wiedzy i zgody (podstawa prawna: Dz. U. 94 nr 24 poz. 83, sprost.: Dz. U. 94 nr 43 poz. 170).