tołpa Urban Garden - balsam z masłami

tołpa Urban Garden - balsam z masłami

Pora roku i mrozy, które w końcu dają się odczuć, skłaniają do włączenia cięższych i tłustszych produktów do pielęgnacji skóry. Sama też uwielbiam bardzo słodkie, czasem obrzydliwie słodkie zapachy w otoczeniu i na skórze podczas zimy. Dziś propozycja dość wyważona, bo łączy w sobie działanie masła, a w obsłudze jest jak balsam. Tołpa niejednokrotnie urzekła mnie swoimi produktami do pielęgnacji twarzy, oczyszczania, ale też pielęgnacji ciała. Byłam ciekawa tego balsamu ze względu na ciekawy skład i coś nowego.


O produkcie:
Tołpa Balsam do ciała z masłami z serii Urban Garden jest wsparciem dla skóry w mieście, gdzie zanieczyszczone środowisko, styl i tempo życia mogą być zagrożeniem dla jej dobrego wyglądu.
Formuła produktu dzięki antyoksydacyjnym składnikom chroni przed smogiem, powietrzem złej jakości, spalinami, kurzem, klimatyzacja, suchym i ogrzewanym powietrzem. Dodatkowo regeneruje, eliminuje suchość, szorstkość i uczucie ściągnięcia, natychmiast nawilża i wygładza skórę, poprawia jej elastyczność, a także łagodzi podrażnienia i koi.

Skład:

Aqua, C12-15 Alkyl Benzoate, Caprylic/ Capric Triglyceride, Glycerin, Cera Alba, Ce-tearyl Alcohol, Steareth-20, Cetyl Alcohol, Peat Extract, Garcinia Indica Seed Butter, Sesamum Indicum Oil, Mel Extract, Urea, Rosa Hybrid Flower Extract, Ceteareth-20, Propylene Glycol, Xanthan Gum, Carbomer, Sodium Hydroxide, Tetrasodium EDTA, Sodium Lactate, Arginine HCI, Lysine HCI, Ornithine HCI, Butylene Glycol, Parfum, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol.

Balsam wśród składników aktywnych ma m.in.: borowinę tołpa, masło kokum, masło sezamowe, ekstrakt z kwiatów róży, miód, glicerynę.



Pod kątem wygodny bardzo lubię balsamy w tubkach lub butelkach z pompką, choć ich minusem jest zawsze trudność wydobycia do samego dna. Jest to jednak opakowanie bez zarzutu. Balsam ma konsystencję gęstą i treściwą. Rozsmarowuje się po skórze bardzo łatwo i gładko, nie pozostawiając smug lub plam. Dość szybko się wchłaniał i nie powodował, że ubranie przylepiało się do ciała, ale mimo to czuć było nawilżenie i lekki poślizg. Dla mnie to najlepszy efekt z możliwych - bez lepkości i suchości, delikatny film i połysk. Zapachowo jest jak najbardziej na plus, bo bardzo naturalnie. Połączenie nut orzechowych z pudrowymi, bardzo przyjemnie dla zmysłów. Codzienne stosowanie spowodowało, że skóra była bardzo zadbana i fajna w dotyku. Okolice kolan i łokcie były w lepszym stanie, a to dla mnie priorytet. Wydajność przyzwoita, ale bez szału. Używałam go 3 tygodnie na całe ciało, każdego wieczoru. 


Cena: około 20 zł/200 ml
Dostępny: Rossmann i inne drogerie
Moja ocena: 6/6


Balsam zdecydowanie spełnił wszystkie oczekiwania, jakie mogłabym mieć w stosunku do takiego produktu. Wpisał się automatycznie na listę moich hitów kosmetycznych i zagości na dobre. Po raz kolejny dobra robota tołpy.


Winter Landscape BeGlossy grudzień 2019

Winter Landscape BeGlossy grudzień 2019

Ale ten rok zleciał...tak jest zawsze :) W mgnieniu oka mijają kolejne miesiące i znowu święta. Wraz z nimi, grudniowe BeGlossy, które bywało zaskakujące w stronę pozytywną, ale trafiały się też słabsze edycje. Odpakowując Winter Landscape byłam zaskoczona - jak zawsze. Opowiem za moment w którą stronę. 


Muszę wspomnieć o wyjątkowej szacie graficznej, która podkreśla świąteczno-zimową tematykę edycji. Prawdę mówiąc bardziej nawet zimową, bo nie pojawiły się żadne symbole związane ściśle z Bożym Narodzeniem. 


W środku mamy 6 produktów pełnowymiarowych oraz jeden produkt dla Klientek VIP (mających wykupioną subskrypcję co najmniej pół roku lub pakiet 6 lub 12 miesięcy). Dominuje pielęgnacja, ale pojawił się jeden produkt do makijażu. Dla mnie to duży atut. Przejdźmy do konkretów. 

1. Selfie Project - maseczka #emojilook

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 9,99 zł/ szt.

Czasami podczas zakupów, maseczki te przyciągały moją uwagę swoim opakowaniem. Nigdy jednak nie zdecydowałam się na kupno, ponieważ zwykle tubka z maseczką wystarcza mi na miesiące użytkowania. Chętnie jednak wrzucę sobie ją przed świętami na cerę i zobaczymy jakich wrażeń dostarczy. Maska jest na tkaninie naturalnej, bawełnianej. 


2. Nivea - pielęgnujący olejek pod prysznic

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 16,99 zł/200 ml

Nivea jak Nivea, tu nie ma co się czarować. Z olejkami do kąpieli miałam do czynienia niejednokrotnie, ale wrażenia zwykle były średnie. Te ze średniej półki oblepiały skórę i musiałam wtórnie umyć się zwykłym żelem. Nie skreślam go jednak z góry. Może ten cenowy średniak będzie w stanie mnie zadziwić. Skład ma również średni, a zapach - olejkowy. Nie wymyślę bardziej adekwatnego słowa.


3. Himalaya - żel do mycia twarzy - brzoskwiniowy

Produkt pełnowymiarowy 
Cena: 9,90 zł/100 ml

Himalaya ma swoje mocne i słabe produkty w ofercie. Miałam już swoje hity (pianka do twarzy) i buble (krem do twarzy), więc zawsze jest to wielka niewiadoma. Przyjemne dla kobiecego oka opakowanie i miły dla zmysłów owocowy zapach. Ciekawe jak sobie poradzi z oczyszczaniem cery. 


4. Tresemme - spray termoochronny Keratin smooth

Produkt pełnowymiarowy

Cena: 24,99 zł/ 200 ml

Spray jest trafiony w moje bieżące potrzeby, bo od pewnego czasu wróciłam do prostowania przy okazji wyjścia/imprezy. Na pewno będę stosować każdorazowo przed użyciem ciepła na włosach. 



5. Marion - krem do rąk

Produkt pełnowymiarowy

Cena: 6,70 zł/50 ml

Muszę zacząć od tego jak urocze opakowanie proponuje Marion :) Dla kociary nie mogło być lepiej :) Z przodu mordka, z tyłu ogonek. Krem pachnie pięknie, a jego działanie zacznę testować już od dziś. Jak zwykle, zima przyniosła mi przesuszoną skórę między palcami u dłoni. Walczę z tym każdego roku. Oby tym razem szybciej i skuteczniej. Alternatywą był krem do rąk marki Inelia, której nie znałam wcześniej, więc byłoby to ciekawsze niż testowanie Marionu. 


6. Maybelline - super stay INK Crayon 

Produkt pełnowymiarowy

Cena: 41,99 zł. szt. 

Niestety ze względu na to, że zostawiłam kredkę w pracy, nie miałam jak zrobić jej zdjęcia przez przerwę świąteczną. Była tak piękna, o delikatnym kolorze i pięknym, cukierkowym zapachu, że natychmiast jej użyłam. Trafiłam w końcu genialny kolor. Jest to delikatny, pudrowy róż, który nie jest wyrazisty, ale doskonale podkreśla kontur ust. Nie wysusza, jest lekko kremowa. No i kształt pozwala na idealne obrysowanie. Mega! Mój faworyt pudełka.

Produkt VIP

7. Biotanique - bioaktywne serum rewitalizujące

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 25,99 zł/20 ml

Poza tym serum, alternatywą było serum w tubce, o podobnej cenie. 


No cóż. Po raz kolejny mamy kolekcję produktów dostępnych w drogerii, więc pod tym względem poprzedni miesiąc był ciekawszy. Produkty są jednak przydatne, wszystkie zużyję. Jest też zróżnicowanie i na szczęście idealnie trafiony produkt kolorowy. Najmniej podoba mi się wybór żelu Nivea do pudełka, a faworytem jest kredka. Grafika jest śliczna, więc pudełko może być fajnym prezentem świątecznym :)

Moja ocena: 4/6
Cena: 49,90 zł - klik
Wartość: około 108 zł + produkt VIP 

Cosnature - nawilżający balsam do ciała z lilią wodną

Cosnature - nawilżający balsam do ciała z lilią wodną

Nastał czas, którego moja skóra bardzo nie lubi. Jest ultra wysuszona w wielu miejscach, zwłaszcza na dłoniach i w okolicach kolan. Zimą muszę nawilżać skórę 2 razy dziennie, a dłonie smarować kilkanaście razy. Ważne jest też, aby wybrać dobre produkty. Niekoniecznie muszą to być najtłustsze i najcięższe masła, bo dobry balsam, nawet jeśli jest lżejszy, zdecydowanie daje radę. Dziś chcę napisać kilka słów o moim ostatnim ulubieńcu. 


O produkcie:

Hydrolotion do ciała powstał na bazie wyselekcjonowanych olejów roślinnych wysokiej jakości, których zadaniem jest ochrona skóry przed utratą wilgoci. Doskonale sprawdza się w pielęgnacji suchej skóry, którą zmiękcza, nawilża i wygładza. Zawarty w jego składzie aloes pochodzący z kontrolowanych upraw ekologicznych łagodzi podrażnienia, odżywia i nawilża skórę. Ekstrakt z lilii wodnej sprawia, że skóra jest jedwabiście gładka, elastyczna i zrelaksowana. A drobinki miki nadają skórze delikatny efekt połysku, dzięki czemu skóra jest promienna i rozświetlona. Hydrolotion dba też o to, żeby skóra była dobrze odżywiona i gładka. Ma lekką konsystencję, dobrze się wchłania i nie pozostawia uczucia tłustej skóry. Jest wolny od syntetycznych substancji zapachowych, barwników i konserwantów.
Skład:
Na drugim miejscu mamy olej z nasion słonecznika, dalej również masło shea, olej jojoba, sok z aloesu. 


Butelka jest smukła, wygodnie wydobywa się z niej balsam. To, co najbardziej mnie urzekło, to przyjemny, kwiatowy, lekki zapach. Naprawdę sprawia ulgę i odprężenie, kiedy unosi się w powietrzu. Po wsmarowaniu, dość szybko się wchłania i pozostawia jedynie delikatny film i gładką skórę. Po upływie całego dnia, skóra nadal jest jeszcze miękka i szorstkość nie powraca. Drugi raz stosuję go dopiero po kąpieli. 


Właściwie nie ma co się rozpisywać, bo jeśli balsam ładnie pachnie, szybko się wchłania i nawilża solidnie, nie brakuje mu niczego.
Dodatkowe zalety, które wskazuje producent:
- zawiera starannie wyselekcjonowane składniki pochodzenia naturalnego
- certyfikat Natrue
- odpowiedni dla wegan
- przeznaczony do pielęgnacji każdego rodzaju skóry, w tym suchej
nie zawiera olejów mineralnych, silikonów, parabenów, PEG-ów, syntetycznych barwników, składników modyfikowanych genetycznie



Niemiecki balsam sprawdził się w 100%. Kosztuje około 19 zł za 250 ml i jest dostępny w kilku internetowych drogeriach. 


Znacie markę Cosnature? Ja miałam też krem do twarzy i masło do ciała, więc przekonałam się, że bardzo odpowiadają mi ich produkty.

Coffe Time BeGlossy listopad 2019

Coffe Time BeGlossy listopad 2019

Coś w tym jest, że najbardziej lubię jesienne BeGlossy i im brzydszy miesiąc pod kątem atmosferycznym, tym ciekawsza zawartość boxa. Listopadowe BeGlossy od początku wpadło mi w oko ze względu na ciekawy motyw przewodni oraz pękną szatę graficzną opakowania. Kawowy temat jest bardzo przyjemny i zastanawiałam się czy poza dorzuceniem paczki ziaren kawy, pojawią się również kosmetyki o tym zapachu i z kawą w składzie.


Zacznę od tego, że pod kawową pokrywką schowane jest 6 pełnowymiarowych kosmetyków oraz paczucha kawy. Mamy pielęgnację oraz kolorówkę, więc jest też to, co lubię - różnorodność.


Pierwszy jest prezent, czyli kawa. Dla mnie pomysł ciekawy, choć herbata byłaby lepsza. Mógłby zrobić sobie ją każdy. Co z kawą jeśli nie mamy w domu ekspresu na ziarna lub młynka i kawiarki? Ja kawę po prostu oddam, bo mój ekspres jest na kapsułki, a w pracy kawę ziarnistą mam na co dzień i sama tej nie wykorzystam. Wolałbym jednak paczkę z różnymi torebkami herbaty, w zimowych smakach.


1. Pierre Rene - płynna matowa omadka Matte Fluif Lipstick

Produkt pełnowymiarowy
Cena; 19,99 zł/ szt.

Kocham kolorówkę i produkty do makijażu ust/oczu w pudełkach. Niestety niesie to ze sobą ryzyko trafienia w dobry kolor. Tym razem niestety, dostałam chyba ten najmniej sprzedający się. Ciemny, śliwkowy fiolet. Przy tak jasnej skórze nie wyobrażam sobie nosić go na ustach w innych okolicznościach niż Halloween. Szkoda, ale w ogóle nie mam szans z niego skorzystać. Liczyłam bardzo, że kryje się tak coś w odcieniu nude. Tym bardziej mi żal, że sama pomadka wydaje się mieć super jakość i świetny rodzaj aplikacji.


2. i 3.  Gliss Kur - zestaw - szampon i odżywka ekspresowa - Regeneracja

Produkty pełnowymiarowe
Cena: szampon - 11,99 zł/250 ml, odżywka: 13,99 zł/200 ml

Gliss Kur to moje wspomnienia z gimnazjum. Kiedyś używałam regularnie, a potem za sprawą któregoś box'u przypomniałam sobie o tej serii kilkanaście lat później. Tego zestawu nie znam, bo w sumie omijałam w Rossmannie ich produkty. Szkoda, że nie jest to jakaś niszowa para kosmetyków, niedostępna za rogiem. Może chociaż okaże się mieć świetny wpływ na moje włosy, bo rodzaj działania jest bardzo dobrze dopasowany. 


4. Neess- lakier do paznokci

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 5,99 zł/5 ml

Maleńki lakier nieznanego mi producenta w przepięknym, nudziakowym kolorze. O to mi chodziło! Kolor jest "bezpieczny" i zawsze, na każdą okazję dobry. Bardzo liczę na to, że mimo niskiej ceny okaże się być dobrej jakości. 


Produkt do wyboru 1 z 7

5. Sabai Thai - scrub do ciała

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 24,99 zł/200 g

I to jest to, o czym zawsze mówię. Produkt naturalny, dostępny w jakichś dwóch drogeriach internetowych, ale raczej nie trafimy na niego łatwo. Produkcja - Tajlandia. Sporo ciekawych składników, interesujący zapach. Coś egzotycznego, ciekawego, niszowego. Gdyby każde BeGlossy serwowało choć 2 takie kosmetyki, byłoby już  genialnie. Peeling to hit tego pudełka. Cieszę się, że poznam jakąś nową firmę. Plus dla BeGlossy :) Pozostałe produkty, które można było trzymać zamiennie to m.in. scrub BodyBoom, który już znam, balsam lub mgiełka do ciała Bandi, które również uwielbiam lub nieznana mi marka Kanu Nature i jej kokosowe masło do ciała. Ewentualnie z Sabai Thai można było otrzymać peeling do stóp lub krem do stóp. Myślę, że trafiłam najlepiej. Dziś zafunduję sobie ciepłą, relaksującą kąpiel z peelingiem. Takie powinny być niedzielne wieczory <3


6. L'Biotica - maska w płachcie - karmelowa kawa

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 16,80 zł/ szt.

Do maseczek co miesiąc już przywykłam i znowu cieszy mnie to, że jest to wersja w płachcie. Podejrzewam, że przepięknie pachnie i już nie mogę doczekać się jak po tej cudownej kąpieli wrzucę na twarz kawową maskę :) Mam wrażenie, że już przez opakowanie czuję kawowo-karmelowe nuty! 


Do kawowego motywu z opakowania, BeGlossy nawiązuje nie tylko prezentem, ale również maseczką i kolorem lakieru. Jest on jak taka słodka latte, chyba się zgodzicie? :) Uważam pudełko za udane ze względu na to, że mam coś do włosów, do ciała, paznokci i makijażu. Pojawiła się nareszcie marka niszowa, która niweluje moją niechęć do produktów drogeryjnych i znanych wszystkim. Zauważam jednak, że miesiąc temu też był szampon, błyszczyk do ust i lakier do paznokci. Może to jedyny minus, choć szczerze mówiąc lakier i pomadka (pomijając beznadziejny kolor) są o niebo lepsze niż w październiku. Do zestawu Gliss Kur się nie uprzedzam, ponieważ szampon Schauma, który trafił do BeGlossy Lovely Look to produkt za 9 zł, a kupiłam już go 3 butelki. 

Moja ocena: 5/6
Wartość pudełka: około 90 zł + prezent
Cena: 49 zł - klik

Reasumując, dużo lepszy miesiąc niż ubiegły :) Z niecierpliwością wyczekuję grudnia. Myślę, że listopadowe pudełko jest ciekawe na prezent, jeśli wiemy, że ktoś ma jak zaparzyć sobie kawkę. 

LR - Aloe Vera Magic Bubble Mask

LR - Aloe Vera Magic Bubble Mask

Lubię zaskakujące kosmetyki, które dostarczają ciekawych wrażeń. Może to być wyjątkowy zapach, może ciekawa konsystencja, a może coś zupełnie innego. Niepowtarzalność jest jednak genialna. To dlatego cieszę się ogromnie, kiedy w boxach kosmetycznych pojawiają się nieznane mi wcześniej marki, których testowanie może nie zaskoczyć. Dziś opowiem o magicznej maseczce, której pierwszą cechą jaką można wymienić jest właśnie "zaskakująca".  


Opakowanie na pierwszy rut oka niczym się nie wyróżnia, choć grafika bardzo mi się spodobała. Jest to plastikowa butelka z dozownikiem- pompką. Bardzo wygodne w użytkowaniu. Poniżej widać też skład maski. Producent podkreśla w opisie, że kosmetyk nie zawiera składników pochodzenia zwierzęcego, parabenów, oleju mineralnego oraz pochodnych ropy naftowej.


No i zaczynamy zabawę z nakładaniem. Najpierw wstrząsamy butelką, potem wydobywamy na dłoń 2 pompki i delikatnie rozprowadzamy na twarzy. Pozostawiamy maseczkę na cerze przez około 10 minut, ale już po 2 minutach zacznie się dziać :). Uczucie jest niesamowite, bo mamy na skórze delikatną piankę, która stopniowo przeistacza się w puszek, a bąbelki zaczynają jakby pękać. Jest to niesamowite zarówno wizualnie, jak i w dotyku. Miałam duży ubaw podczas tej pielęgnacji. Skóra nie wyróżniała się jakoś wyjątkowo po jej zmyciu. Po prostu czysta i gładka. 


Znalazłam Bubble Mask do kupienia tylko w jednym miejscu - klik. Kosztuje sporo, bo aż 79,90 zł. Jest to jednak coś ciekawego, np. na prezent dla koleżanki lub mamy. Efektu pielęgnacyjnego w postaci nawilżenia nie dostrzegłam. Mamy jednak oczyszczenie i złagodzenie podrażnień plus oczywiście sporo fun'u.



Lubicie wynalazki tego typu?
Oriflame -  przegląd kolorówki po latach

Oriflame - przegląd kolorówki po latach

Testów kosmetyków kolorowych od Oriflame ciąg dalszy...przypomnę, że w ostatnim czasie pojawiły się dwa wpisy:

a w najbliższych dniach planuję zrobić jeszcze porównanie 2 mascar i będzie ono całkiem osobnym wpisem. Dziś z kolei przegląd kilku produktów, o których można wypowiedzieć się dość zwięźle, dlatego zdecydowałam się na ich połączenie. Będzie podkład, kredka do oczu i 2 lakiery. Zdjęcia pomadek jedynie dla przypomnienia, ale zachęcam do kliknięcia i przejścia do pełnego wpisu, w którym pokazuje je na ustach :)


Właściwie kosmetyki, które dostałam można podzielić na 2 części, bo lakiery, pomadki i 1 tusz są z serii OnColour a podkład, kredka i druga mascara są od Giordani Gold. Jeśli miałabym decydować, to nie potrafię wybrać lepszej, bo zadowolona jestem w sumie tylko z tuszów, a każdy jest z innego brandu. Tak jak wspomniałam, ich porównanie pokażę osobno, przy innej okazji. Teraz kilka słów o podkładzie.


Giordani Gold oferuje 4 podkłady o różnych właściwościach. Jest m.in. ujędrniający z SPF 8, Liquid Silk do cery normalnej i tłustej z SPF 12 i mój MasterCreation, który ma nadać naturalny wygląd i wykończenie, przy jednoczesnym rozjaśnieniu cery. Do wyboru było 7 odcieni. Butelka jest solidna, szklana i wygląda bardzo ładnie. Lubię też taki sposób dozowania, bo pompka pozwala wygodnie wydobywać odpowiednią ilość produktu. Szklana butelka zapakowana była dodatkowo w czarny kartonik, co daje przekonanie o wysokiej jakości. I tak powinno być, bo podkład nie należy do najtańszych ze swoją ceną 79,90 zł/30 ml. 


Kolor wydał mi się trafiony, bo nie jest za ciemny. Z wielką ciekawością podeszłam do pierwszej próby. Rozprowadzanie i wklepywanie gąbką poszło ok, ale samo wykończenie nie spełniło moich oczekiwań. Uczucie, które cały czas mi towarzyszyło to świadomość, że mam coś na twarzy i obawa, że jak tylko dotknę się kawałkiem rękawa lub jakiegokolwiek materiału, zostawię na nim plamę podkładu. Po prostu czuć, że mam coś na twarzy, jakbym była chwilę po wsmarowaniu kremu. Ciągle mamy efekt wizualny "wilgotnej twarzy" i podkład nie matowieje i nie zastyga. Dla mnie nie jest to komfortowe. Sam kolor okazał się super i nie ciemniał na buzi. Podkład nie zbierał się miejscowo i nie tworzył placków. Krycie niedoskonałości jest słabe, więc jeśli ktoś miałby bo używać, to osoby o ładnej cerze żeby po prostu wyrównać sobie koloryt. To uczucie kremu na twarzy dla mnie jednak niestety go skreśla z listy potencjalnych zakupów w przyszłości. Nie twierdzę jednak, że każdy byłby tego samego zdania. I wcale nie jest tak, że jestem fanką zastygających na warzy suchych skorup, bo mój ulubiony Hralthy Mix też daje delikany połysk i trzeba go zmatowić. Ten po prostu jest dla mnie za ciężki i zbyt zaznacza swoją obecność. Jeśli jednak opis Was akurat przekonuje to podkład za 79,90 zł dostaniecie w tym miejscu.


Na początku wpisu wspomniałam, że zadowolona jestem tylko z tuszów, ale nie do końca tak jest. Lakiery są tak na 70-80% ok, bo mają sporo plusów. Głównym jest bardzo wygodny sposób aplikacji i dobrze dopasowany pędzelek oraz mega krótki czas wysychania. To jedyne od lat lakiery, przy których nie potrzebowałam stosować topu wysuszającego. Na drugi dzień po malowaniu nie miałam żadnych wzorków i odbić. Uwielbiam je za to. Co więcej, mają rewelacyjne krycie! Wystarczy 1 warstwa i już można powiedzieć, że jest to dłoń, jaką można pokazać na mieście :) Po 2 warstwach nie przebija już kompletnie nic. Krycie, schnięcie i wygoda aplikacji - cudownie! Minus, który powoduje te brakujące 20% to słaba trwałość. Zazwyczaj już pod koniec drugiego lub trzeciego dnia pojawiały się ubytki i musiałam ponownie je malować, a przyznam, że nie lubię tego robić. Kolory też są bardzo ładne. Generalnie nie mogę ich odradzić, bo są całkiem dobre.


Lakiery są dostępne w 9 różnych kolorach, w cenie regularnej 15,90 zł, a obecnie w rewelacyjnej cenie jak na tę jakość - 9,99 zł. W tym miejscu możecie obejrzeć pozostałe kolory.



Dla przypomnienia, tak wyglądają kolory pomadek OnColour. 




A na koniec kredka. Produkt, którego od co najmniej 5-6 lat nie używałam, ponieważ na stałe do mojego repertuaru wszedł eyeliner w pisaku. Kiedyś, przez około 10 lat, nie wyobrażałam sobie makijażu bez kredki. Z zamkniętymi oczami potrafiłam narysować perfekcyjną kreskę. Teraz chętnie powróciłam do dawnych czasów i przekonałam się tylko, że wciąż preferuję pisaki :) Kredka jest bardzo napigmentowana i wygląda na powiece całkiem ładnie. Do czasu. Poza tym, że jest miękka, dobrze sunie po powiece i pozwala wygodnie stworzyć kreskę, dość szybko odbija nam się na powiece i tworzy okropny bałagan. Na górnej części powieki cień zaczyna mieszać się z odbitą kredką i powstaje coś, co trzeba nieustannie kontrolować i przecierać w łazience. Uważam to za duży minus, bo po 3 godzinach ładny makijaż zaczyna nam wędrować. 


Jej cena regularna to ponad 27 zł, natomiast obecnie jedyne 14,99 zł - a znajdziecie ją tutaj.


Jeśli coś spośród przedstawionych produktów wpadło Wam w oko lub ciekawi Was jak zmieniła się jakość, kosmetyki Oriflame możecie kupować taniej 20% niż w katalogu na stronie orioffice.pl




L'biotica Biovax Glamour Gold - intensywnie regenerująca maska do włosów Argan&Złoo 24k

L'biotica Biovax Glamour Gold - intensywnie regenerująca maska do włosów Argan&Złoo 24k

Pora na moje ostatnie odkrycie <3 Od momentu dekoloryzacji włosów na całej długości i przejściu na blond, nieustannie szukałam czegoś, co ujarzmi niesforne kosmyki. Co więcej, włosy były tak suche, tak nieprzyjemne w dotyku i kruche, że obawiałam się o konieczność ich całkowitego ścięcia. Z każdym tygodniem było lepiej i być może potrzebowały one trochę czasu na zregenerowanie. Kolejne butelki szamponów i odżywek, nawet tych drogich i profesjonalnych, a efekt wciąż nie był na 100%. Pomocna okazała się beżowa odżywka Kemon, o której pisałam jakiś czas temu tutaj. Miesiąc temu zaczęłam stosować Biovax Gold, która dziś będzie bohaterem i od tego momentu wszystko się zmieniło. 


Skład widzicie poniżej. Ja przestałam już patrzeć na to czy coś ma SLS i inne składniki czy ich nie ma, bo widziałam, że część 100% naturalnych produktów po prostu moje włosy wysusza, powoduje, że nie jestem w stanie ich rozczesać i ujarzmić. Potrzebuję czegoś co je wygładzi i ta maseczka to doskonale robi. Jest zalecana do włosów suchych i zniszczonych, natomiast można ją również stosować do włosów normalnych. Należy ją nałożyć na umyte włosy i jak już się przekonałam, najlepiej zostawić na około 10 minut. 


Włosy pięknie się rozczesują, a po wysuszeniu są miękkie, lekkie i sypkie. Pachną tak słodko, że ciągle ma się ochotę wsadzać nos we własne włosy :) W słońcu widać, że mają też blask i nie są matowe. Cały dzień, a nawet dwa dni są sypkie i łatwo jest je rozczesać. Po wstaniu rano nie są poodgniatane i powywijane na wszystkie strony, co zdarzało się kiedy myłam je innymi produktami. Ostatnio mąż spytał mnie czy znowu byłam u fryzjera (bo ostatnio zdarzało się to często). Oczywiście nie byłam. Po prostu miałam tak wygładzone i lejące się włosy, że tak wyglądałam. 


Poza tym, zgadza się tu wszystko - począwszy od wygodnej tuby, ładnej grafiki, przez piękny zapach i odpowiednią konsystencję aż po efekt na włosach.

Cena: 12-15 zł/150 ml
Dostępna jest w drogeriach, m.in. w Superharm.
Moja ocena: 6/6


Cieszę się, że dzięki BeGlossy Gorączka Złota z sierpnia mogłam poznać tę maseczkę. Myślę, że na stałe zagości w mojej łazience i każdemu z farbowanymi blond włosami polecam.


Copyright © 2016 Good to try! , Blogger