Good vibes only BeGlossy lipiec 2019

Good vibes only BeGlossy lipiec 2019

Nikt nigdy nie odpowie na pytanie dlaczego czas tak szybko leci. Chwilę temu myślałam, że w końcu nadchodzą wakacje i słońce, a już koniec lipca, a więc półmetek. Jutro na szczęście ewakuuję się z Łodzi i będę się przez 10 dni resetować nad jeziorem, z miejscu, gdzie głównym atutem są po prostu widoki. Miejsce, w którym nic nie rozprasza, nie przeszkadza. Czas na czytanie, słuchanie muzyki lub po prostu myślenie (i oczywiście spanie). Tuż przed wyjazdem zdążyłam odebrać jeszcze lipcowe BeGlossy, którego byłam bardzo ciekawa. Nie śledzę nigdy zapowiedzi i komentarzy, bo praktycznie żyję poza rzeczywistością internetową i w ogóle prawie w niej nie bywam poza wpisami na blogu i koniecznymi sprawami do załatwienia. Zawsze zawartość jest więc dla mnie całkowitą niewiadomą. Podoba mi się tytuł tej edycji - Good vibes only. Pozytywne hasło, które optymistycznie nastawia do świata. Jestem ciekawa jakie wibracje wywoła u mnie zawartość, bo tworząc wpis jednocześnie wypakowuję je po raz pierwszy. 



Po pierwsze, mogę powiedzieć, że pudełko jest ciężkie. Nie zawsze to akurat zwiastuje coś dobrego, ale zobaczmy. W środku mamy 5 produktów pełnowymiarowych i jedna saszetka będąca jednak produktem pełnowymiarowym.


1. Tołpa Dermo face - maska-peeling-żel 4w1 korygująca niedoskonałości

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 7,99 zł/5 ml

Produkt jest ok, lubię próbować nowości od Tołpy. Przywykłam do obecności saszetek w pudełkach i oceniając na przestrzeni miesięcy, ta jest jedną z ciekawszych. Chętnie ją wypróbuję.


2. Aussie - Scent-sational Conditioning Mist - jaśmin

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 28,99 zł/95 ml

Z Aussie miałam styczność kilkakrotnie, ale dawno temu. W Beglossy też zdarzyły się szampon i odżywka od tej firmy. Wiele lat temu kiedy Aussie było niedostępne stacjonarnie, a tylko w internecie - zakochałam się w zapachu odżywki. Składy jednak pozostawiały wiele do życzenia, dlatego potem porzuciłam użytkowanie ich kosmetyków. Mgiełki do włosów bardzo lubię, więc nie wykluczam, że przez pewien czas przetestuję i tę. Mogliśmy trafić na 3 wersje - Gładkość, Blask i Ochrona. Mnie trafiła się Gładkość, podpisana na opakowaniu "with Jasmine". I faktycznie, mamy ekstrakt z jaśminu...na przedostatnim miejscu składu. 


3. Nature Box - żel pod prysznic

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 16,99 zł/385 ml

To przez żel pudełko było tak ciężkie, więc nie powiedziałabym, że wyszło to na dobre. Po pierwsze dlatego, że Nature Box mogłam nawet wczoraj kupić w drogerii, a po drugie przecież miesiąc temu był owocowy żel pod prysznic...nie znajdę innego komentarza jak BEZ SENSU. Znowu żel. Mnie przypadła wersja Makadamia, a można było jeszcze trafić morelę i granat. Zaletą jest 100% olej tłoczony na zimno, którym chwali się producent. Na 6 miejscu olej makadamia w składzie, na 7 olej kokosowy. Są jednak perfumy i PEGi. Zapach jest przepiękny, naprawdę jestem zachwycona. Jest pudrowo-olejkowy i to w zasadzie ratuje ten produkt w całej jego przeciętności. 


Po 3 produktach z drogerii pora na kolorówkę. 

4. Pierre Rene - cień do powiek Chic - 149 Egyptian Sun

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 9,99 zł/ szt.

Chyba mam pecha, bo co trafiam cień do powiek i jestem szczęśliwa, po chwili odkrywam, że to ten sam kolor co zawsze. A właściwie dwa kolory. Zawsze dostaję złoto-brązowy lub ostrą miętę. Nie lubię takich kolorów przy mojej twarzy, wolałabym jakiś chłodny odcień. Może do jakiegoś makijażu go użyję, ale nie jest to mój faworyt w kwestii odcieni. Pomijając kolor, uważam cień za rewelacyjny produkt w pudełku i firma też powiedzmy, że jest ok. Lepiej byłoby dostać cień z mniej dostępnej marki, albo chociaż w wyższej półki, ale nie jest źle. W zasadzie poza pędzelkiem to mój nr 2 w tej edycji.


5. L'Oreal Paris - Colorista Washout - odżywka koloryzująca - niebieska

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 28,99 zł/80 ml

Dużo teraz takich odżywek, farb i spray'ów koloryzujących na odcienie pastelowe na sklepowych półkach. Ja oceniam je jako dość ryzykowną zabawę z kolorem, która może odpowiada studentkom lub osobom pracującym w gastro lub branży rozrywkowej. Będąc w mojej sytuacji, nie wyobrażam sobie latania w niebieskich włosach i nie potrzebuję takich eksperymentów. Stosuję odżywkę Joanny, która ochładza mój blond, ale z niebieskim od L'Oreal nie zaryzykuję i koniec. Będę szukać kogoś, komu może się przyda. Całkiem niepotrzebne. Pospieszyłam się z wyrzuceniem opakowania, więc już nie robiłam zdjęcia.

6. Beauty Look- pędzel Black Onyx 3d - pędzel do cieni kuleczka

Produkt pełnowymiarowy
Cena: około 10 zł

Choć nie wiem jeszcze zupełnie jaka jest jakość takiego pędzelka, i tak uważam go za najlepszy produkt w pudełku. Kosmetyków jest zawsze kilka, więc jeden gadżet powinien się znaleźć do testów co edycję. Cenne będzie dla mnie sprawdzenie jakości takiego pędzelka i świetnie, że nie jest on do pudru czy podkładu, a właśnie do cieni. Z opisu wynika, że starannie wycięte włosie daje efekt makijażu 3d. Jak zawsze wielkie słowa i opisy z nieba, ale co to oznacza, przekonamy się niebawem. Wizualnie jest bardzo ładny, elegancki, ale widać oczywiście, że jest to produkt, który nie kosztuje dużo. 


Poza tymi produktami, nie mamy tym razem żadnych dodatków dla Ambasadorek lub prezentów. Po prostu 6 produktów. 

Jak zawsze ucieszyła mnie różnorodność produktów, w tym szczególnie gadżet. Świetnie, że jest pędzelek. Mamy pielęgnację ciała, włosów, cień do powiek i pędzelek co daje duży przekrój produktów. Jak zawsze niezbyt satysfakcjonują mnie marki, ponieważ Aussie, Nature Box, L'Oreal i Tołpa to produkty dostępne w drogeriach. Powtarza się Tołpa i żel pod prysznic w stosunku do zeszłej edycji. Skoro Klientki BeGlossy dopiero dostały żel Le Petit to po co już miesiąc później Nature Box... Pudełko ma swoje plusy w postaci cienia i pędzelka, a produkty z wyjątkiem spray'u koloryzującego wykorzystam. Oceniam je dość dobrze, ale nie jestem zachwycona. Po raz kolejny drogeria i powielające się rodzaje produktów. Czekam mimo wszystko na lepszy poziom, ale mam nadzieję na jakieś ciekawe odkrycia z pudełkiem Good Vibes Only. Jest jednak lepsze niż edycja czerwcowa Owocowe Odkrycia, której zawartość pokazywałam tutaj.

Moja ocena: 4/6
Cena: 49 zł
Wartość produktów: około 100 zł

Specjalnie dla Was mam jednak kod zniżkowy w wysokości 10 zł na subskrypcję, ważny do 31.07.2019. Treść kodu: BL10GOODTOTRY
Z nim Wasze pudełko będzie kosztowało 39 zł.

A co Wy myślicie? Jest coś, co Was ciekawi wśród takiej listy?



 

Kolacja degustacyjna dla dwojga - idealny prezent na rocznicę

Kolacja degustacyjna dla dwojga - idealny prezent na rocznicę

Niedawno obchodziłam pierwszą rocznicę ślubu i choć w ten konkretny dzień nie organizowałam niczego nadzwyczajnego, krótko po tym mieliśmy możliwość skorzystać z bardzo ciekawej możliwości. Oboje z mężem uwielbiamy jeść, więc na stronie Prezent Marzeń wybrałam kolację degustacyjną dla dwojga w opcji składającej się z 8 dań. Restauracja Quale znajduje się w centrum Łodzi, w bardzo klimatycznym podwórku przy ul. Narutowicza, blisko dworca Łódź Fabryczna. O miejscu wiedziałam tyle, że oferuje kuchnię fusion, bardzo nowoczesną i w ekskluzywnej formie. Możliwość spróbowania wielu dań, połączenia różnych smaków i pobudzenia kubków smakowych wydała mi się bardzo pociągająca. 


Na początku w oczy rzucił mi się niesamowity wystrój. Tak bardzo inny niż powszechnie występujące w Łodzi knajpy w stylu industrialnym, surowym, zdominowane przez beton, palety i inne dziwne wynalazki. Tutaj można od razu poczuć się jak w domu. Przytulność powodują kolory, ciemne drzewo z którego zrobiony jest bar, kolorowe obrazy, obrusy, zasłony i lampki. Całość tworzy komfortowe poczucie bezpieczeństwa i domowej atmosfery. Wnętrze jest inspirowane na latach 20. Bardzo dobrze się tam czułam. Przyjemna dla ucha muzyka dopełniła pozytywnych, jeszcze niekulinarnych wrażeń.

Na sam początek dostaliśmy amuse bouche, co mile nas zaskoczyło. Poza pieczywem własnego wypieku z 4 różnymi masłami, był to łosoś z ricottą i kaparami. 


Pierwszym daniem była tarta, na której bł cudowny sos majonezowy, piklowany kalafior, galaretka cytrynowa, piramidki z buraka i kilka dodatków, których nazw nie byłam w stanie zapamiętać. Podając każde danie, kelnerka opowiadała o jego składzie w bardzo fajny sposób, ale było tego tak dużo, że nie nadążałam. 


Kolejną przystawką był tatar z sarny, w którym był słonecznik, grzyby shimeji, piklowana cebula, zioła, żel z żółtek a do tego chips z pietruszki. Jako mięsożerca byłam w niebie. Mięso z sarny było obłędne.



Trzecią przystawką był stek z tuńczyka (perfekcyjnie wysmażony), na nim znajdowała się niepalona kasza gryczana, salsa z pomarańczy z chilli, imbirem i miętą oraz pak choi. Również smaczne, ale patrząc na całą kolację, najmniej przypadła mi do gustu ze względu na salsę, która była zbyt ostra. 


Serię dań głównych otworzył łosoś, pod którym ukryty był szpinak, a obok cudowne mini szparagi. Do tego pięknie prezentująca się piana z wywaru z homara. Ryba była zrobiona tak perfekcyjnie, że nawet nie wiedziałam, że tak można. Dobór smaków i przypraw sprawił, że na nowo odkryłam moją ulubioną rybę.



Drugie danie główne wywołało u mnie zachwyt już po usłyszeniu prezentacji. Jagnięcina w ziołowej posypce z puree z marchewki i wędzonej śliwki i kasza w sosie, którego składu niestety nie zapamiętałam przez skupienie na samym mięsie.



Ostatnie danie główne...comber z jelenia. Pierożek z sarniną, sos którego składników nie pamiętam, przepyszna kulka (chyba ziemniaczana), kukurydza i demiglace z borówki. Jeleń to jedno z moich ulubionych mięs poza cielęciną, dlatego byłam zachwycona. Ostatnio jadłam tak pysznego w Danii i muszę przyznać, że ten mu dorównał. 


Przed deserami dostaliśmy jeszcze na oczyszczenie kubków smakowych sorbet z ogórka z miętą i lubczykiem. Był niesamowity!

Desery to zawsze moja ulubiona część posiłku. Nie ma innej opcji! 

Pierwszym był krem orzechowo-kasztanowy, ciasteczka migdałowe, lody z palonej truskawki i kwiaty jadalne. Krem podbił moje serce najbardziej, ale mąż zachwycał się sorbetem.


Ostatnie smaki kolacji były równie ciekawe co pozostałe. Był to niby zwykły creme brulee, ale hibiskusowy, dzięki czemu było to wyjątkowe doznanie. Zdjęcia kremu nie robiłam, bo był umieszczony po prostu w miseczce pod warstwą karmelizowanego cukru.

Kolacja występuje w dwóch wersjach - 6 i 8 dań. Do tego można dokupić również wino. Szczerze mówiąc 8 dań to było dla mnie za dużo i wyszłam zbyt najedzona, więc 6 w zupełności wystarczy. Kolacja w wersji bogatszej kosztuje 548 zł, a voucher otrzymujemy w bardzo ładnej kasetce, dzięki czemu prezent wygląda bardzo ładnie. Dodatkowo załączona jest też torebka prezentowa. Jestem bardzo zadowolona z tego jak spędziłam piątkowy wieczór i chciałabym częściej spędzać tak przyjemnie 2,5 godziny. Polecam, bo doznania były wyjątkowe.

Kolację można kupić tutaj:

https://prezentmarzen.com/kolacja-dla-dwojga-restauracja-quale/

Korzystaliście kiedyś ze strony Prezent Marzeń lub innego miejsca, w którym można kupić vouchery prezentowe na różne wydarzenia? Jestem ciekawa czy podoba Wam się taka kolacja jako prezent dla drugiej połówki.

Nacomi - mus do ciała kokos&banan

Nacomi - mus do ciała kokos&banan

W poprzednim wpisie opowiedziałam Wam o przecudownym scrubie kokosowym, a dziś pora na drugie spośród trzech cudeniek, które mam od Nacomi. Tym razem do kokosa dołącza jego idealny partner, który świetnie się komponuje zapachowo - banan. Jak sprawdza się mus? Czy jest delikatny, czy tłusty, jak nawilża? Zapraszam.


Klasycznie w przypadku Nacomi, mus jest zamknięty pod pokrywką plastikowego słoiczka. Tym razem pojemność mamy 180 ml. Musik jest żółty, wygląda z pozoru na puszysty i lekki. W pierwszym kontakcie taki jest, trochę powietrza w sobie ma. Kiedy jednak zaczniemy go wsmarowywać, robi się z niego na skórze tłuste masło. Nic dziwnego skoro na pierwszym miejscu składu mamy masło shea, a potem oleje. Jest to tłuścioszek, ale niezwykle przyjemny.



Zapach uwalniający się ze słoiczka jest niebiańsko piękny. Koi zmysły i będzie rajem dla osób kochających jadalne aromaty w kosmetykach. Po wsmarowaniu w skórę możecie się spodziewać tłustego filmu przez długi czas, więc nie polecam rano, raczej wieczorem. No chyba że do sukienki :) Wtedy nogi będą się ładnie błyszczeć. Uwielbiam mus nie tylko za zapach, ale też solidne nawilżenie. Teraz, kiedy mam skórę wystawioną na słońce i podatną na przesuszenie, takie mocne nawilżenie masłami jest dla mnie ważne i Nacomi tę potrzebę zaspokaja.


Cena: 27 zł/180 ml
Dostępny w sklepie Nacomi.
Moja ocena: 6/6


Zawsze jak wącham mus, robię się głodna. Samo pisanie o nim już wywołało tę automatyczną reakcję, więc czas na kolację :) Jeśli kochacie słodkie zapachy i potrzebujecie mocnego tłuscioszka do nawilżenia, mogę gorąco polecić mus od Nacomi. Wszystkie zapachy są tak piękne. Ja już od dawna przywykłam do innej pielęgnacji i obecnie w moich szafkach znajdują się głównie kosmetyki naturalne. Sklep, w którym znajduje się spory wybór produktów do twarzy, ciała, makijażu, ale też środki czystości i chemia, a który ostatnio odkryłam to Organic24. Polecam zajrzeć jeśli szukacie dla siebie eko alternatyw :)


Nacomi - scrub do ciała ciasto kokosowe

Nacomi - scrub do ciała ciasto kokosowe

Egzotyczne lato trwa. Za oknem mamy istne tropiki. Do takiej temperatury i aury pasują tylko lody, owocowe sorbety, granity, smoothie i owocowe kosmetyki. Reszta może nie istnieć. No może jeszcze zwykła woda z cytryną lub limonką :). Akurat tego lata mam ogromną przyjemność testować kilka cudownych kosmetyków jednej z moich ulubionych marek naturalnych - Nacomi. Zapachy jakie funduje nam Nacomi są nie do pobicia. Miałam już kilka produktów i nie da się oprzeć przed poznaniem kolejnych. Dziś przedstawiam wam absolutny hit. Słodycz nad słodyczami. Must have jeśli kochacie kokos.


Cuda do testowania przyjechały do mnie zapakowane w piękny, różowy karton. Słodkości skrywały się pod żółtą bibułką, którą aż miło było otwierać.


A w środku te 3 okrągłe, plastikowe słoiczki ze ślicznymi etykietami. Ich szata graficzna zawsze mnie urzeka. Wybrałam sobie scrub do ciała kokosowe ciasto, masło do ciała wanilia&creme brulee oraz mus do ciała kokos&banan. Uwielbiam te połączenia i wiedziałam, że w wydaniu Nacomi będą hitem. Ich kosmetyki cenię za to, że nie mają chemii i są ekologiczne. Naprawdę mamy w nich oleje, masła i naturalne zdzieraki w przypadku scrubów.


Każdy produkt opiszę osobno, bo warto im poświęcić sporo uwagi. Zacznę od kokosowego peelingu, który uzależnia. Czym? Wystarczy odkręcić słoiczek i można przepaść. Zawsze leżę w wannie trzymając opakowanie w dłoni i wciskając do niego nos. Jeśli wcześniej wydawało mi się, że jakieś kosmetyki pachniały kokosowo, byłam w błędzie. To o mamy tutaj zamknięte w słoiczku to po prostu krem Rafaello w najlepszym wydaniu. 



W środku widzimy wiórki kokosowe, które są zdzierakiem doskonałym oraz mieszankę olejków. Scrub jest wyprodukowany z nierafinowanego olejku kokosowego i jest w pełni naturalny. Świetnie masuje i pozbywa się martwego naskórka. Dostarcza podczas kąpieli cudnych, słodkich doznań zapachowych. Po spłukaniu, skóra jest miękka i ma śliską powłoczkę. Jest niesamowicie wygładzona. Jedynym minusem jaki mogę wymienić jest konieczność wymycia wanny, bo na dnie pozostaje tłusty film, który może spowodować poślizgnięcie. Poza tym, jest to coś idealnego.


Peeling można kupić w sklepie internetowym Nacomi -> klikamy.

Cena: 28 zł/200 g
Moja ocena: 6/6


I jak? Zachęca? :) Ten aromat Rafaello jest nie do pobicia! <3 Nie wiem jak producent to robi, ale jest idealny. Jeśli ktoś nie zna jeszcze Nacomi, czas to zmienić.



Copyright © 2016 Good to try! , Blogger