Mobile mix #4 czyli ogrom jedzenia ;)

Mobile mix #4 czyli ogrom jedzenia ;)

Ten miesiąc upłynął mi pod hasłem "sesja". Nie było łatwo, ale jestem już studentką 4 roku!! Zdałam wszystkie egzaminy i mogę cieszyć się długimi wakacjami. Gdy myślę o czerwcu pierwsze co przychodzi mi na myśl ( oprócz egzaminów oczywiście;p) to jedzenie. Dlatego też poniżej znajdziecie zdjęcia smakowitych dań, które utrzymywały mnie i moją koleżankę przy siłach do nauki. ;)


Może zacznę od zdjęcia, które nieustannie doprowadza mnie do śmiechu. 


Zawartość pudełka z takim napisem prezentuje się następująco ;)


W związku z tym, że ten miesiąc był ewidentnie siedzący starałam się nie zapychać kalorycznymi daniami dlatego też moja mama serwowała mi pyszne sałatki. Sami zobaczcie jak się prezentują i żałujcie, że nie mieliście okazji ich spróbować. PYYYYCHA:)



 

Po raz pierwszy jadłam też pancake. Powiem Wam, że niedługo na blogu zamieszczę przepis jak je samodzielnie wykonać. To banalne!


Dla ochłody zarówno ciała jak i umysłu strawberry mohito.


Nie mogę zapomnieć o słodkościach;) 





Nie obeszło się też bez lodów na zakończenie roku mojej siostry.  Całkowita rozpusta!:)


Oczywiście nie może zabraknąć na koniec zdjęć pazurków. 









































 Jak Wam minął ten miesiąc? Równie smakowicie?:)



Mobile mix # 4 z restauracją bułgarską w roli głównej

Mobile mix # 4 z restauracją bułgarską w roli głównej

Witajcie:)




Czerwcowy mobile mix z uwagi na sesję i przesiadywanie nad notatkami nie będzie zbyt różnorodny. Nauka i okropna pogoda niezbyt sprzyjały wychodzeniu z domu. Chciałabym się dziś głównie podzielić z Wami moją opinią o restauracji znajdującej się przy ul. Piotrkowskiej w Łodzi. Restauracja jest jeszcze młoda, bo  istnieje dopiero kilka miesięcy, a ja byłam w niej pierwszy i na pewno NIE ostatni raz. 


Wybrałam się do bułgarskiej na obiad z rodzinką, a dzięki kuponowi z Groupona udało się zjeść o połowę taniej niż w karcie. Właściwie to znalazłam się tam właśnie przez Groupona, bo do tej pory o restauracji nie słyszałam żadnych opinii. Miałam nieco mieszane uczucia odnośnie wystroju, ponieważ z jednej strony bardzo odpowiadał moim upodobaniom, z drugiej natomiast w niczym nie przypominał mi Bułgarii. Wystrój jest nowoczesny, w odcieniach szarości. Na ciemnoszarych kanapach znajdują się cudowne, wzorzyste poduszki, które nadają chłodnemu lokalowi nieco przytulności i domowej atmosfery. Bardzo przypadła mi do gustu grafika znajdująca się na ścianie tuż nad moją głową. Prezentuje ona słowo "sześćdziesiąt dziewięć" w różnych językach. Atmosfera była bardzo przyjemna i rodzinna, bo właściwie gośćmi restauracji były same rodziny :) 


Przejdę do jedzenia, bo to najciekawsza część :) Dzięki temu, że podkradałam z talerzy mojej rodzince, będę mogła opisać Wam więcej niż tylko moje menu.

Poniżej widzicie przystawkę, na którą skusiłam się wraz z mamą. Jest to potrawka ze smażonych jajek i grillowanej papryki. Wygląda Wam na jajecznicę? Wcale tak nie smakuje. Smak jest cudowny, z naciskiem na słodką, grillowaną paprykę. Poza carpaccio z kaparami w innej restauracji od dawna nie jadłam tak wyśmienitej przystawki, która z każdym kęsem wydawała mi się coraz smaczniejsza. Obie z mamą byłyśmy zachwycone. 
Cena: 11 zł
Ta potrawa dostaje ode mnie 10/10 ! Zgodzicie się chyba, że wygląda apetycznie? :)



Pora na sałatkę szopską, którą przed głównym posiłkiem zamówił tata. Pod powłoczką sera sirene i czarnymi oliwkami znalazły się też świeży pomidor, zielony ogórek, cebula i grillowana papryka. Sałatka jest lekka, świeża, w sam raz na lato. Jako wielbicielka wszelkich serów oczywiście wyjadłabym na początku sirene, ale sałatka nie była moja. Zabrakło mi tam czegoś "mokrego", czyli jogurtu, sosu lub czegokolwiek co by lekko upłynniło sałatkę, ale rozumiem zamysł. Szopska ma być chrupka i lekka, a taka z pewnością była. Ze wszystkich spróbowanych potraw smakowała mi jednak najmniej. 
Cena: 16 zł - tutaj powiedziałabym, że zbyt wysoka.
Postawiłabym jej 6/10.


Ostatnia już przystawka to panierowany ser bułgarski w cieście. Nie potrafiłabym wybrać która przystawka jest lepsza- moja potrawka czy ser. Niewątpliwie lekko słony smak sera w chrupiącym cieście podbił moje serce i przy kolejnej wizycie będzie mój !
Cena: 11 zł
10/10



Przed daniem głównym zdecydowałam się jeszcze na chłodnik ze świeżymi ogórkami, czosnkiem i oliwą. Kocham chłodnik z botwiny, jagodowy i dosłownie każdy, który próbowałam, ale takiego jeszcze nie jadłam. I szczerze powiedziawszy pobił wszystko, czego zasmakowałam tego dnia. Ten niepozornie wyglądający chłodnik skradł moją miłość od pierwszej łyżki i wrócę tam specjalnie dla niego! Chrupiące ogórki, kremowa, gęsta konsystencja i piekący w podniebienie czosnek to jest to :D Cztery osoby zachwycały się jego smakiem i wszyscy zgodnie uznaliśmy, że to najlepszy chłodnik, jaki mieliśmy okazję próbować. Łodzianie i turyści- spróbujcie go! 
Cena: 9 zł - jak najbardziej odpowiednia
Ocena: 10/10



W kwestii wyboru dania głównego moi najbliżsi byli bardzo zgodni, bo cała trójka zamówiła karkówkę w bułgarskich ziołach z grilla w towarzystwie ziemniaczków smażonych z czosnkiem i świeżym koprem podaną z sałatką z fasoli. Niestety nie udało mi się zrobić zdjęcia, ponieważ byłam za bardzo pochłonięta zajadaniem się swoją Musaką. Jak wygląda karkówka wie chyba każdy, ale najciekawsza była w tym daniu sałatka z fasoli. Po raz pierwszy jadłam ją w takim wydaniu i powiem Wam, że było to ciekawe doznanie. Osobiście nie zamówiłabym tego dania, ponieważ chciałam spróbować czegoś nowego, a karkówkę jadłam już w bardzo wielu lokalach.

Cena: 27 zł- sporo
Ocena 8/10.


Kolej na moją musakę. Jeśli chodzi o to danie to możemy go spróbować w wydaniu bułgarskim i greckim.  Musaka bułgarska to połączenie mięsa mielonego z ziemniakami, natomiast wersja grecka to mięso  przekładane bakłażanami. Sama nie wiem czy nie wolałabym jej w wydaniu greckim, ale ta, którą spróbowałam była przepyszna. Ziemniaki były dobrze dopieczone, a mięso dobrze doprawione. Z doświadczenia wiem, że w takich zapiekankach, do których dorzucamy surowe ziemniaki trzeba być uważnym, bo mogą one być lekko twarde. Tutaj były bezbłędne, miękkie tak jak trzeba. 
Cena: 19 zł
Ocena: 10/10


Wszystko co zjedliśmy w tym lokalu było pyszne i pięknie podane. Odpowiadała nam rodzinna atmosfera, wystrój i przemiła obsługa. Czas oczekiwania na potrawy był bardzo przyzwoity i wcale nam się nie dłużył. Danie główne zostało podane przez dwie osoby z obsługi tak, abyśmy wszyscy otrzymali je równocześnie, co było dla nas miłym zaskoczeniem. Ceny nie są może tak niskie jak kebab z budy, ale nie są też wygórowane jak w bardzo wielu lokalach przy Piotrkowskiej. Restauracja wciąż się rozwija i nadal pracuje nad kartą, dlatego chętnie wybiorę się tam ponownie, aby zobaczyć czym jeszcze nakarmią moje podniebienie. 

Teraz jeszcze kawka i strawberry fields z Columbus Coffe





Port Łódź w niezbyt ładną pogodę




Zakupy w Minti Shop

Zakupy w Minti Shop


W ostatnim czasie miałam przyjemność zrobienia zakupów w sklepie Minti Shop. Miałam bardzo duży problem na co się zdecydować, ponieważ oferta tego sklepu jest ogromna i niespotykana. Kiedy przeglądałam dział po dziale i wypisywałam co bym chciała kupić zrobiła się naprawdę długa lista i musiałam ją stanowczo zredukować. 

Ostatecznie kupiłam cztery produkty, a na kolejne niebawem znów przyjdzie czas;). 

Zanim pokażę Wam co kupiłam, to muszę powiedzieć, że odpakowywanie zakupów z Minti Shop jest czystą przyjemnością i rozkoszą. Każdy produkt przychodzi do nas pięknie zapakowany w kolorowe bibułki z naklejką sklepu. Aż żal było rozpakowywać!!


W tych zakupach znalazło się miejsce dla długo wyczekiwanej przeze mnie szczotki do włosów Tangle Teezer. Czaiłam się na nią od dłuższego czasu, ale zawsze brakowało tego impulsu. Podczas tych zakupów impulsem był rabat;). Cena regularna to 54,90 zł, jednak udało mi się ją kupić za 39,90 zł (rabat ten wciąż jest aktualny ;P)


Szczotką jestem zachwycona! Mam długie włosy i szybko się plączą. Jest ona delikatna dla naszych włosów. Nie wyrywa ich ani nie łamie, a to dla mnie najważniejsze przy akcji zapuszczania włosów;). 




Do zamówienia dołączyła się moja kuzynka i jedna szczotka powędrowała do niej. 

Zwykle nie kupuję nowych produktów, jeśli mam dany kosmetyk jeszcze w swojej kosmetyczce. Tym razem zrobiłam wyjątek i skusiłam się na róż do policzków. To drugi w mojej kolekcji. Nie używam go codziennie, ale po kilku może kilkunastu użyciach mogę powiedzieć, że mnie zadowala. Więcej będę mogła powiedzieć o nim po dłuższym użytkowaniu. 


Kupiłam róż w kremie od e.l.f. w kolorze superstar. To dość intensywny róż, który jest nieziemsko wydajny. Wystarczy mały kleksik aby nasze policzki nabrały koloru.  Jego aplikacja jest bardzo przyjemna i higieniczna dzięki pompce. Pozwala ona również na wydobycie odpowiedniej ilości kosmetyku. Za 10 ml różu zapłaciłam 18,90 zł.




Ostatnią rzeczą, którą kupiłam był suchy szampon Batiste o zapachu wiśni. Minti Shop ma ogromny wybór zapachów i opcji do wyboru. Istny szał ;). Uwielbiam ten produkt!




Na ten moment mam już upatrzone kolejne rzeczy do kupienia. Nie mogę się już doczekać!

Jeśli nie znacie tego sklepu to koniecznie odwiedźcie ich stronę. 



Nagroda od Perfumerii Douglas i Bloglovin'

Nagroda od Perfumerii Douglas i Bloglovin'

Witajcie :)

Na początku chciałabym pochwalić się Wam moją pierwszą w życiu wygraną w konkursie. Nie wygrałam do tej pory żadnego rozdania ani konkursu, w którym trzeba było wykazać się oryginalną odpowiedzią na pytanie. Aż do 19.06 kiedy dostałam maila, w którym dowiedziałam się o wygranej w konkursie zorganizowanym przez Perfumerię Douglas z okazji Dnia Ojca. Dzięki odpowiedzi na pytanie "Jaki byłby najpiękniejszy prezent dla Twojego taty?" wygrałam dla mojego taty 2 produkty od Dermiki, z których bardzo się ucieszył. Przysłali je co prawda 24.06, więc prezent był nieco spóźniony, ale ważne, że w ogóle dotarł. Na prezent składały się:

  • Demika Men's Space Energic- krem energetyzujący i silnie nawilżający na dzień i na noc
  • Dermika Men's Space Energic- odświeżający żel do mycia twarzy



Oba produkty pachną cudownie i mam nadzieję, że tata będzie zadowolony z ich używania. Bardzo dziękuję Perfumerii Douglas! :)


Druga kwestia, którą chciałabym poruszyć to likwidacja Google Reader. Wygląda na to, że to już nieodwracalne, dlatego dołączyłyśmy do Bloglovin'. 



Możecie więc obserwować nas za pośrednictwem tego portalu i zachęcamy naszych dotychczasowych obserwatorów do kliknięcia w ikonkę, która pojawiła się u góry w pasku bocznym. Ikonka ta przekieruje Was na nasze konto. Mamy nadzieję, że pojawicie się tam tak samo licznie! :) 

Zapraszamy do śledzenia na Bloglovin'



"Behind the candelabra"- historia homoseksualnego pianisty

"Behind the candelabra"- historia homoseksualnego pianisty

Wiem, że wczoraj pisałam o "Stażystach" i mam nadzieję, że nie zamęczę Was recenzjami filmów, ale musicie mi wybaczyć. Powód jest prosty. W wakacje mam więcej czasu na oglądanie, dlatego te filmy, które mnie zachwycą na pewno będę Wam polecać na blogu. Tak się składa, że w ciągu ostatnich 2 dni obejrzałam dwie świetne produkcje, stąd kolejny post na ten temat. Czekałam na "Behind the candelabra" od momentu gdy zobaczyłam jego trailer w internecie. Uwielbiam filmy, które opowiadają historię człowieka. Często wiele faktów jest zmienionych i podkoloryzowanych, ale dobrze jest spojrzeć na życie podziwianych przez nas osób okiem scenarzysty i reżysera. 



Z początku tytuł nie mówił mi wiele i podejrzewam, że wiele osób z pokolenia lat 90 może wcale nie znać legendarnej postaci, jaką był Liberace. Żył w latach 1919- 1987, dlatego jego twórczość, sława i barwne życie znane ówcześnie większości, było mi całkiem obce aż do wczoraj. Kim był Liberace? To wybitny pianista i showman pochodzenia polsko-włoskiego(stąd pełne imię i nazwisko Władziu Valentino Liberace), który słynął ze swoich kostiumów, biżuterii i oprawy scenicznej. Tytułowy kandelabr był jego znakiem rozpoznawczym i zawsze towarzyszył mu podczas występów. Ten człowiek całym sobą emanował przepychem i bogactwem, a biżuteria, którą na sobie nosił była pewnie cięższa niż on sam. Był naprawdę bardzo bogaty, czego wcale nie ukrywał. Istniało za to coś, co starał się ukryć za wszelką cenę i płacił bardzo wiele, aby ten fakt nie ujrzał światła dziennego. Liberace był homoseksualistą i robił wszystko żeby ludzie wierzyli w to, że wciąż nie trafił na właściwą kobietę. Film pokazuje jego miłość do sławy, pieniędzy, seksu i wszechobecnego przepychu i wygody.

"Behind the candelabra" w głównej mierze koncentruje się na zobrazowaniu fragmentu życia, w którym Liberace związał się ze znacznie młodszym od siebie Scottem Thorsonem. Postać tę zagrał genialnie Matt Damon, którego wielką fanką jestem od dawna, a w "Behind the candelabra" potwierdził swoją elastyczność i profesjonalizm. Nie przebił jednak Michael'a Douglas'a, który odtworzył postać Liberace w sposób niezwykły i niesamowicie wiarygodny. Po filmie przejrzałam na YT mnóstwo filmików z występami Liberace i powiem Wam, że to co zrobił Douglas jest niewyobrażalnie genialną robotą. Jego mimika i głos w tym filmie  pokazują warsztat i doświadczenie w zawodzie, a mój podziw jest podwójny ze względu na to, że rolę dostał krótko po wygraniu walki z nowotworem. Niektóre sceny ukazujące relacje męsko- męskie między Damonem a Douglasem bardzo mnie bawiły :) Być może osoby o innych niż ja poglądach, które nie akceptują i nie tolerują osób orientacji homoseksualnej odbiorą film w zupełnie inny sposób, ale moją uwagę bardziej przyciągnął życiorys Liberace niż fakt jego upodobań. Owszem, był gejem, ale był przede wszystkim niezwykle utalentowanym człowiekiem pragnącym sławy, podziwu i poklasku. To ekscentryk, który dla kolorowego i wygodnego życia porzucił muzykę poważną, aby grać muzykę rozrywkową i prowadzić własny show telewizyjny. Można tego człowieka oceniać, można potępiać lub podziwiać, ale na pewno jego postać nie będzie nikomu obojętna. Cieszę się, że nie było to klasyczne pokazanie w skrócie życia od narodzin aż do śmierci, a jedynie wybrany odcinek. Powiedziałabym nawet, że większy nacisk położono na samego Scotta i to on, jako osoba uwiedziona i zauroczona przez gwiazdora jest postacią pierwszoplanową. Role odegrane wybitnie, dlatego polecam film każdemu. Warto zaczerpnąć trochę historii i poznać postać tak popularną kiedyś, jak teraz ktoś pokroju Justina Biebera(może przesadzam). Po obejrzeniu filmu zachęcam do pogrzebania na YT i znalezienia występów Liberace, bo to naprawdę ciekawe doświadczenie. A to filmik z występem, który odwzorowany jest w jednej ze scen filmu.





Blogrolle - katalog polskich blogów

Blogrolle - katalog polskich blogów

 

Chciałybyśmy Was poinformować, iż czekamy na zamieszczenie naszego bloga Good to try ! w bazie blogów BLOGROLLE.

Jesteśmy niezmiernie ciekawe czy uda nam się dotrzeć do kolejnych czytelników.

Wasze zainteresowanie blogiem wciąż rośnie za co bardzo Wam dziękujemy!!!

Pozdrawiamy,




Stażyści(The Intership)- czyli, film o Google

Stażyści(The Intership)- czyli, film o Google

Uwielbiam chodzić do kina . Na dobre filmy w szczególności. Nie istnieje dla mnie definicja "dobrego filmu" i nie mam ulubionego gatunku, na który uczęszczam do kina wyjątkowo często. Czy film był dobry czy też nie oceniam dopiero w momencie pojawienia się napisów końcowych, bo często akcja rozkręca się naprawdę długo. Na "The Intership" wybrałam się z dwóch powodów- uwielbiam Owena Wilsona i Vince'a Vaughn'a (podwójnie, gdy grają razem) oraz ciekawił mnie sposób przedstawienia od wewnątrz światowego giganta, jakim jest Google. Ponieważ Google współfinansowało i współpracowało przy kręceniu filmu, można było spodziewać się podkoloryzowanych faktów i wyidealizowanego obrazu funkcjonowania firmy. Jaki mógł być przecież cel Google'a jeśli nie pokazanie, że praca/staż w ich firmie jest kolorową bajką w otoczeniu kreatywnych i inteligentnych ludzi, wygodnych leżanek, boisk, rowerów, zjeżdżalni i darmowego jedzenia w bufecie. Mimo to bardzo chciałam zobaczyć w jaki sposób zostanie to przedstawione i ile będzie w tym prawdy, a ile fantazji scenarzystów. 

Komedia opowiada o dwóch dojrzałych mężczyznach, którzy niespodziewanie stracili dotychczasową pracę. Od lat zajmowali się sprzedażą i w zawodzie handlowca są biegli i doświadczeni. Zamknięcie ich firmy i znalezienie się w trudnej sytuacji skłoniło jednego z bohaterów do zapisania się na staż w Google pomimo tego, że o komputerach, smartfonach, internecie i programowaniu nie wiedzą praktycznie nic. Po dosyć nietypowej rozmowie rekrutacyjnej prowadzonej przez internet, dzięki odrobinie szczęścia i przypadku zostają przyjęci na staż i tak zaczyna się ich walka o etat. W Google znajdują się wśród setek młodych, inteligentnych i wykształconych ludzi, choć sami w dziedzinie komputerów i nowoczesnych technologii są typowymi dinozaurami. W rywalizacji o staż polegającej na międzygrupowej walce na punkty z początku przegrywają, ale z biegiem czasu, co oczywiste, zaczynają wysuwać się na prowadzenie. Pomimo tego, że nie mogą pomóc drużynie od strony merytorycznej, uczą młodszych kolegów zgrania, współpracy i motywują ich do walki. Bardzo ciekawe były zadania, które wykonywali stażyści, a były to m.in stworzenie własnej aplikacji, obsługa infolinii i sprzedaż produktów. Oczywiście drużyna Lyle'a finalnie wygrywa walkę o etat dzięki swojej "guglowatości" i entuzjastycznemu nastawieniu. 

Pomijając tę całą historię z happy endem, która pokazuje, że jeśli wierzy się w marzenia to można osiągać wszystko i realizować swoje marzenia bez względu na wiek, film jest naprawdę genialny. Widać oczywiście podkoloryzowane szczegóły i próbę kreowania obrazu przyjaznej firmy, która stawia na różnorodność i postępowość, ale na to spojrzałabym z przymrużeniem oka. Stażyści to film przezabawny, pełen wywołujących salwy śmiechu scen oraz zawierający dużo ciekawostek i smaczków dla osób zainteresowanych działaniem Google. Poleciłabym go osobom, które interesuje to jak wygląda Google od wewnątrz, ale też tym, którzy mają ochotę na relaks przy genialnej komedii. Osobiście jestem wielką fanką jednej postaci i jest nią Yo-Yo Santos. Gość jest po prostu niesamowity i większość scen, która mnie bawiła była głównie z jego udziałem. Musicie zobaczyć żeby zrozumieć, ale jego wyrywanie sobie brwi i scena, w której wykrzykuje "Moja matka bije mocniej" powaliła mnie na łopatki. 

Podsumowując, film jest świetny dla dosłownie KAŻDEGO, bo to po prostu dobra komedia osadzona w obecnych czasach i rzeczywistości, która nas otacza. Trochę fantazji i podkręcania faktów jeśli chodzi o sam staż i jego przebieg, ale film musi być przystępny i przyjemny w odbiorze, więc możemy to zrozumieć.

Pójście na "Stażystów" to pieniądze dobrze wydane i teraz mogę wam to powiedzieć bez wahania. Obejrzyjcie i oceńcie sami :)




Copyright © 2016 Good to try! , Blogger