Moje małe uzależnienie zakupowe

 Na pewno wiele (żeby nie napisać każdy) z nas/Was ma różne zakupowe fanaberie i miłości. Jest coś takiego, że są osoby kupujące ciągle buty przy całkiem rozsądnych ilościach posiadanych torebek, odzieży czy innych gadżetów. Są maniacy marynarek, torebek, elektroniki, kosmetyków - tu znam osobiście osoby kupujące np. tony pomadek, a posiadające 2 cienie. są też zwariowani na punkcie kupowania rowerów i gadżetów przydatnych do wycieczek rowerowych lub osoby gromadzące ubranka i zabawki dla swoich kotów bądź innych pupili. Osobiście przechodziłam w życiu różne etapy, w tym etap kupowania mnóstwa dekoracji i gadżetów domowych, ale jedno jest już od lat niezmienne. Zegarki. 




Od najtańszych badziewek na gumowych bransoletach, które wiele lat temu królowały i miałam ich z 10, przez te na pasku skórzanym, bransolecie, drewniane czy z innych dziwnych tworzyw. Uwielbiam zegarki. Wiele miałam, wiele oddałam lub wywaliłam, były takie, które sprzedałam przechodząc życiowo w fazę minimalizmu i nie gromadzenia przedmiotów, ale są też takie, które mam kilkanaście lat. Obecnie nie jest ich już wiele, z uwagi na wspomniane porządki, ale częste przeglądanie, śledzenie promocji, aby jakiś upatrzony w końcu wpadł do koszyka - to nadal zostało. Był etap, w którym chciałam mieć 1 model zegarka w 3 wariantach kolorystycznych, bo jak tu wybrać między srebrnym z czarną tarczą, czarnym z czarną tarczą czy różowym złotem. Zegarki często pojawiały się na moich zdjęciach we wpisach (co widać wyżej), nie potrafiłam ich zdejmować ani na chwilę. Pierwsze co robiłam po porannym prysznicu to oczywiście założenia zegarka, którego wybór odbywał się wieczorem, dzień wcześniej. Odkąd mam piękną, wysuwaną szufladę, w której mogą być ładnie ułożone obok siebie i podświetlone, nabrało to jeszcze innego wymiaru.

Dziś nie chcę jednak mówić o moich zegarkach tylko o tych, które są na tzw. Wishliscie. To, co dla mnie już od dość dawna ważne to jednak jakość, bo nie stawiam już na chwilówki, zmieniające kolor.

Nie jestem też gotowa za każdym razem wydawać 900-1000 zł na Korsy czy Tousy, więc chyba teraz szukam czegoś, co łączy solidność z dobrą ceną. Myślę, że zapomniane już dawno przez część osób zegarki Casio mają w sobie i jedno i drugie. Choć mnie kojarzyły się kiedyś ze zbyt sportowymi i pospolitymi, oferta niesamowicie się poszerzyła. I właśnie przeszukując sieć za taką sztuką, którą sobie wymyśliłam, trafiłam na nią w ofercie Casio. A przy okazji znalazłam drugi, który chętnie bym przytuliła na święta lub inną okazję :)


Pierwszy klasyczny, dość prosty w formie, o kwadratowej tarczy. Wszystkie w mojej szafie są okrągłe i coś, co wiem na pewno, to że kolejne będą inne. Stąd kwadrat. Elegancki, niewielki, delikatny. 





Nie zważając na to, co nosi się teraz, bo zawsze kieruję się moimi własnymi upodobaniami, wybrałam drugi, również nie okrągły. I tym razem też pierwszy bez klasycznych wskazówek. Elektronicznego nie miałam chyba nigdy, nawet jako dziecko :)





5 komentarzy:

Bardzo dziękujemy za wszystkie komentarze i sugestie!
Zapraszamy ponownie i zachęcamy do obserwowania :)

Copyright © 2016 Good to try! , Blogger