Oriflame - Giordani Gold Iconin All-in-One Mascara

Oriflame - Giordani Gold Iconin All-in-One Mascara

W ostatnim wpisie mówiłam o pomadkach od Oriflame, a dziś kontynuując recenzowanie ich produktów, powiem odrobinę o tym, jak sprawdził się na moich rzęsach tusz. Opakowaniem zdobył moją ciekawość i aprobatę od pierwszych chwil, bo trzeba mu przyznać, że wygląda elegancko. Jak się jednak zachowuje na rzęsach?


Przyznam, że od pierwszego użycia moje zadowolenie jedynie rosło i rosło. Najważniejsze cechy tuszu to dla mnie każdorazowo wydłużenie, podkręcenie i dobre rozczesanie rzęs przy jednoczesnym utrzymywaniu się cały dzień. W końcu kto chciałby, aby tusz się kruszył i osypywał... Przyznaję, że Giordani Gold spełnia wszystko, a nawet oferuje więcej. Mam na myśli mega wygodną szczoteczkę, która idealnie dociera do każdej rzęsy i bez ubrudzenia powiek oraz kącików, pozwala na wykonanie precyzyjnego makijażu. Nie odbija się i nie powoduje irytacji jaka towarzyszy przy wielu innych mascarach. Jestem szczęśliwa, że udało mi się znaleźć taki produkt. Nadaje się na co dzień, ale spokojnie wystarcza też na wieczorowy makijaż. 


Poniżej możecie najlepiej zobaczyć efekt przed i po. Moje rzęsy są dość krótkie, więc uważam efekt za bardzo zadowalający jak na moje możliwości. Polubiłam mascarę za wszystkie zalety.


Atuty tuszu:
  • intensywna czerń
  • idealna szczoteczka - dociera do każdej rzęsy
  • dobrze rozdzielone rzęsy
  • naturalne podkreślenie
  • wydłużenie rzęs
  • brak sklejenia
  • brak osypywania
  • brak odbijania się na powiece


Tusz jest dostępny na stronie Oriflame oraz w niższej cenie na Orioffice.
Cena: 47, 90 zł


I co myślicie o efekcie? Dla Was byłby taki wystarczający?


Oriflame On Colour - kremowa pomadka

Oriflame On Colour - kremowa pomadka

Lata temu kosmetyki sprzedawane przez Oriflame i ich konkurencję były u mnie w stałym użytkowaniu. Wiele znajomych dorabiała sobie jako konsultantki, dlatego była ku temu okazja. Do dziś, po tylu latach wspominam najpiękniejszy zapach kokosowego żelu pod prysznic i balsamu od Oriflame i to utkwiło w mojej pamięci. Minęło już jednak co najmniej 7 lat od mojego ostatniego zakupu i przez ten czas poszukiwałam zupełnie czegoś innego. Tym bardziej byłam ciekawa tego jaką przemianę pod kątem jakości przeszła marka i chętnie zdecydowałam się na przetestowanie kolorówki. W ostatnim czasie w moim makijażu korzystałam z ich pomadek, podkładu, kredki i tuszów, dlatego w najbliższym czasie chciałabym Wam o nich opowiedzieć. Zacznę od pomadek. 


Pomadki On colour występują w serii kremowej (czerwone opakowania) oraz matowej (bordowe opakowania). W serii kremowej dostępne mamy 9 odcieni, natomiast w matowej 8. Ja wybrałam sobie dwa odcienie różu i liczyłam na to, że jeden będzie mocniejszy i chłodniejszy, a drugi delikatny i przygaszony. Na zdjęciach zobaczycie jak wyglądają. Robiłam je przy sztucznym świetle toaletki, natomiast światło jest białe i nie zniekształca kolorów rzeczywistych. 


Pierwszym kolorem jest Bright Pink. Jasny, cukierkowy, bardzo wyrazisty i zwracający uwagę. Sam kolor jeśli komuś taki barbie leży i pasuje do urody, będzie się podobał. Sztyft klasyczny, tradycyjnie ścięty. Osobiście preferuję aplikowanie pomadek przy użyciu gąbeczki na kształt błyszczyka. Konsystencja pomadki jest rzeczywiście kremowa. Aby dobrze rozprowadzić ją na ustach, nie mogą one być mocno nawilżone (np. uprzednio posmarowane pomadką ochronną), ponieważ wówczas nie osadza nam się na nich kolor. Żeby równomiernie pokryć usta, muszą one być całkiem suche i zmatowione pudrem. Wykończenie jest lekko błyszczące, a uczucie przyjemne. Nie czuć żadnego zlepienia. Przez pierwsze pół godziny byłam bardzo zadowolona i już myślałam, że to jest to. Zaplanowałam już makijaż na najbliższą imprezę z użyciem pomadki On Colour. Po około 40 minutach zmieniłam jednak zdanie...


Przyczyna bardzo prozaiczna. Po tak krótkim czasie pomimo tego, że nie piłam i nie jadłam, kolor zaczął schodzić. Co prawda równomiernie i nie wyglądało to dziwnie bądź sztucznie, ale jednak. Trudno byłoby podczas imprezy lub wyjścia na miasto kontrolować tak często swój wygląd w lusterku. Wolę po prostu użyć produktu tak mocnego i zastygającego, że o nic się nie martwię. Niestety, mimo pięknego koloru, pomadki Oriflame nie spełniły moich oczekiwań pod względem trwałości. Oczywiście chętnie będę z nich korzystać, ale nie w każdego rodzaju okolicznościach. Jestem ciekawa co myślicie o poniższym kolorze.



A poniżej kolor bardziej zgaszony i mniej rzucający się w oczy - Cold Blush. 



Cena: 19,99 zł - obecnie promocja 9,99 zł
Dostępne: tutaj lub na stronie http://orioffice.pl/ gdzie kosmetyki Oriflame dostępne są 20% taniej.
Moja ocena: 3/6

Ocena tak jak podkreśliłam, wynika głównie z trwałości, która dla mnie poza kolorem stanowi najważniejszy aspekt dobrej jakościowo pomadki. Opakowania są średnie z wyglądu, a materiał to zwykły, tani plastik. Nic wyjątkowego. Lubię je wyłącznie za kolor. Cena jest przystępna, ale uważam, że za 20 zł mamy na rynku bardzo dużo marek oferujących produkty utrzymujące się kilka godzin. 

Lovely Look Be Glossy październik 2019

Lovely Look Be Glossy październik 2019

Październikowe BeGlossy przyszło wyjątkowo szybko i nawet nie spodziewałam się go już w tym tygodniu. Box ma standardową grafikę, nazwa i motyw raczej nie wyróżniają się jakoś wyjątkowo. Nie jest to jakaś specyficzna tematyka. Powiedziałabym, że ot, zwyczajne pudełko. Nie pojawiły się też gadżety lub prezenty dla Ambasadorek. Co się za to pojawiło?


1. Seesio - multifunkcyjny krem BB do włosów

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 14,99 zł/100 ml

Takiego wynalazku nigdy nie stosowałam, choć nazwa nazwą, a jest to po prostu balsam, który nakłada się na wilgotne włosy i nie spłukuje przed stylizacją. Ma chronić przed promieniowaniem UV i wygładzać. Jeśli uzyskam dzięki niemu gładkie i błyszczące włosy zamiast matowego siana, będzie hitem. Wciąż poszukuję produktu idealnie dopasowanego do obecnych włosów.


2. Selfie Project - jagodowy olejek do ust

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 14,99 zł/6 ml

Wszelkiego rodzaju słodkie, smakowe olejki i błyszczyki zawsze są u mnie mile widziane. Noszę je po kieszeniach we wszystkich płaszczach jakie mam, bo lubię mieć coś nawilżającego pod ręką. Jeśli nie będzie zlepiać ust i dobrze je nawilży to jest szansa na dużą sympatię z mojej strony. Nie wiedziałam, ze Selfie Project ma produkty do pielęgnacji ust, więc chętnie je wypróbuję.


3. Selfie Project - cukrowy peeling do ust

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 13,99 zł/ 6 g

Lubię peelingi do ust, ale zawsze zapominam ich używać - nawet, gdy leżą na wierzchu w łazience. Zazwyczaj nie ma czasu na dodatkowy element pielęgnacji jakim jest peeling ust. Zapach i kolor są piękne, więc postaram się chociaż w weekend go stosować. Produkt zdecydowanie na plus do oceny pudełka.




4. Biotanique Green Detox - antyoksydacyjny krem/żel matujący

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 24,99 zł/ 50 ml

lub Biotanique - kojący krem nawilżający lub Biotanique Green Detox - antyoksydacyjny krem/żel energetyzujący

Kremów do twarzy mam wciąż za dużo i nie zużyję ich nigdy w 100%, ale ciekawi mnie przeznaczenie żelu Biotanique i uważam je za odpowiadające potrzebom mojej cery, która obecnie się mocno świeci już po 2 godzinach od zrobienia makijażu. Chętnie wypróbuję.


5. Shefoot - peeling naturalny do stóp

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 20,99 zł.100 ml

lub alternatywa - Bielenda - krem maska przeciw zrogowaceniom z efektem eksfoliującym do stóp

Strzał w dziesiątkę! Na tę porę roku idealny produkt, który zapewne będę stosować kilka razy w tygodniu. Mam nadzieję, że mocno zdziera naskórek, bo stopom jest to obecnie potrzebne. Lubię markę Shefoot i już wiele razy przekonałam się o tym, że są specjalistami jeśli chodzi o stopy. Cieszę się, że spośród dwóch możliwych kosmetyków przypadł mi właśnie ten. 


6.  CND by Ekert - lakier winylowy Vinylux

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 29,00 zł/15 ml

Szczerze? Masakra. Kolor tego lakieru tak bardzo mi się nie podoba, że od razu go oddaję. Nie cierpię żółtych, nawet pastelowych lakierów. Żałuję, że trafiłam to, a nie AA Wings of Color. Najgorszy w mojej ocenie punkt boxu. Klasyczny beż, czerń lub czerwień byłyby znacznie lepszym rozwiązaniem.


7. Schauma - szampon do włosów Nature Moments 

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 9,99 zł/400 ml

Produkt ten jest oznaczony jako prezent na życzenie fanów BeGlossy. Nie znam genezy tej historii. Kosmetyków do włosów Schauma nie używałam nigdy, przenigdy. Naprawdę. Linia Nature Moments jest wegańska, a zapach który trafiłam to kiwi i ogórek do włosów suchych i normalnych. Pewnie będzie odświeżający. Jak na taką pojemność to cena jest absurdalnie niska, ale skład też pozostawia wiele do życzenia. Może jednak okaże się zaskoczeniem, kto wie. 

Update: szampon okazał się już po tygodniu i 3 użyciach mega! Już dawno nie miałam tak sypkich, leciutkich i pachnących włosów. Jestem w nim zakochana!


Podsumujmy. 7 kosmetyków i każdy w pełnym wymiarze. Wszystko poza lakierem jest pielęgnacją i są to oczywiście produkty dostępne w drogeriach. Brakuje mi ponownie czegoś niszowego, produktu z jakiegoś ciekawego kraju lub czegoś 100% naturalnego. Kolor lakieru jest okropny. Najlepszym trafem z Lovely Look jest jakże praktyczny peeling do stóp, a najbardziej ciekawa jestem działania kremu BB do włosód od Sessio. Nie jest źle, mogło być dużo ciekawiej.

Moja ocena: 3/6
Wartość pudełka: około 130 zł
Cena: 49 zł - klik

Wrześniowe pudełko było REWELACYJNE. Przypomnijcie sobie jego zawartość tutaj. Tym razem jak widać nie cena decyduje o finalnym wyniku, bo mimo wyższej wartości, BeGlossy oceniam słabiej. A jak wg Was?



Nowość od Nivea - oczyszczający aloesowy peeling ryżowy

Nowość od Nivea - oczyszczający aloesowy peeling ryżowy

W BeGlossy pojawił się peeling będący nowością w ofercie Nivea. Mamy wersję Purify, czyli oczyszczający peeling  z bio aloesem, wersję Glow, czyli rozświetlający z bio malinami oraz Smooth, czyli wygładzający peeling z bio borówką. Mnie trafiła się dopasowana do cery - oczyszczająca. Jakie są wrażenia po jej używaniu przez miesiąc? 


Co o peelingu mówi nam producent?
Oczyszczający Peeling Purify Rice Scrub został wzbogacony o organicznie uprawiany ryż i bio aloes. Stworzony by wspierać naturalną odnowę Twojej skóry, pozostawia cerę wyjątkowo gładką i matową. Peeling intensywnie złuszcza, głęboko oczyszczając pory. Wysoka intensywność peelingu pozwala stosować go do 2 razy w tygodniu.

Peeling umieszczony jest w tradycyjnej tubce, która jest wygodnym dla tego typu produktu rozwiązaniem. Konsystencja jest typowa dla żelu do twarzy, z tym, że mamy tutaj również peelingujące drobinki. Są one wystarczająco ostre do całkowitego oczyszczenia skóry twarzy, ale jednocześnie nie powodują zaczerwienienia lub podrażnienia. Masaż peelingiem jest przyjemny nie tylko dzięki konsystencji, ale też świeżemu, lekkiemu zapachowi. Jest naturalny i odprężający. Cera jest w dotyku cudowna. Stosuję go regularnie 2 razy w tygodniu i do tej pory dostrzegam same plusy. Nie powstrzymał niedoskonałości, które czasami i tak się pojawiają, ale stan skóry ogółem jest w porządku. Dodatkowo, bardzo wydajny a i niedrogi. Na każdą kieszeń jeśli szukamy czegoś przyzwoitego, a nie jesteśmy eko-crazy w kwestii składu.


Cena: około 15 zł/75 ml
Dostępność: większość drogerii stacjonarnych + online


Nivea - tak czy nie?




Atelier de Beaute - BeGlossy wrzesień 2019

Atelier de Beaute - BeGlossy wrzesień 2019

Ogłaszam jesień! :) Czas, kiedy zawsze bierze mnie choroba i muszę przetrwać gorączkę. Nie mogło być inaczej w tym roku. Wrzesień czasem bywał jeszcze letni, ale nie tym razem. Tak jak na kartce załączonej do BeGlossy napisano - jego otwieranie i testowanie kosmetyków może nam umilić ten ponury i chłodny czas. Wrześniowe pudełka dotychczas były moimi ulubionymi już od kilku lat, więc liczyłam na jakiś hit :). Wystarczyło otworzyć dodatkowy karton, przyklejony do spodu głównego kartonu z BeGlossy, aby bardzo się ucieszyć. A co było w środku?


No tak - tym razem w jednym kartonie znalazło się BeGlossy, zatytułowane Atelier de beaute, a wdrugim 2 gadżety. Pędzel i gąbeczka. Awesome :D Uwielbiam takie prezenty, a gąbeczka trafiona idealnie. Nie dość, że pojawił się gadżet, to jeszcze jaki piękny! Pastelowa kolorystyka robi wrażenie. Marki Killys nie znałam, ale ponoć jest dostępna w Rossmannie. Ceny są dość niskie, więc zobaczymy jaka będzie ich jakość. 


Prezentem dla Ambasadorek była gąbeczka oraz pędzel do rozświetlacza, a 2 pędzelki do cieni stanowią już część standardowego pudełka. Ta edycja jest zdecydowanie gadżetowa. Dla mnie samo to czyni ją hitową.






Zawartość standardowego pudełka to zarówno pielęgnacja, kolorówka, jak i wspomniany gadżet. Łącznie 6 produktów i dla osób, które zamawiały BeGlossy przed premierową wysyłką 7. produkt - krem Calluna Mecida, który wart jest aż 139 zł, ALE...jego data ważności to 31/10/2019. W miesiąc kremu raczej nigdy nie zużyłam, nawet w 2 osoby. No ale ja i tak nie mam tego produktu w pudełku. A standardową szóstkę już przedstawiam.

1. Killys - zestaw do blendowania

Cena:19,99 zł/szt.

Jeden z pędzelków służy do nakładania cienia na całą powiekę, drugi natomiast do blendowania. Zgodnie z opisem, pędzle posiadają włosie wzbogacone o puder z zielonej herbaty, która ma właściwości antybakteryjne. Już nie mogę się doczekać pierwszego makijażu żeby się im przyjrzeć.


2. Nivea Purify - peeling ryżowy do twarzy

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 19,99 zł/75 ml

Produkt wydaje mi się ciekawy, bo nie miałam jeszcze peelingu ryżowego. Dostępne są 3 wersje - malinowa Glow, borówkowa Smooth i aloesowa Purify. Cieszę się, że trafiłam na oczyszczającą. Nie jestem zachwycona tym, że jest to produkt Nivea zamiast jakiejś marki niszowej, ale cóż...dam szansę peelingowi. Jest to na szczęście nowość :)


3. Gliss Kur - intensywna odżywka do włosów WeeklyTherapy

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 14,99 zł/50 ml

Byłam zaskoczona taką formą odżywki, bo nie widziałam jeszcze produktów do włosów w saszetce tego typu. To również nowość na rynku i znowu produkt z drogerii Rossmann. Odżywki zawierają puder roślinny, a dostępne były w pudełku w 3 wariantach. Stosować należy je raz w tygodniu. Pachnie właśnie roślinnymi nutami. Jestem ciekawa czy nie obciąży włosów. Użyję przy najbliższym myciu. 


4. tołpa Spa Detox - mydło borowinowe do odnowy biologicznej

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 8,99 zł/100 g

Mydła stosuję tylko do mycia moich pędzli, ale jeśli to okaże się przyjemne zapachowo, być może spróbuję użyć go do kąpieli. Skład zachęca. Produkt zaliczam na plus, bo lubię tołpę :)


Tak wygląda mydełko z bliska.


5. Cosnature - balsam do ciała z lilią wodną

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 19,99 zł/250 ml

Lubię niemiecką markę Cosnature i miałam okazję próbować już kilka ich produktów, w ty krem do twarzy. W składzie sporo naturalnych, cennych składników - na drugim miejscu olej z nasion słonecznika, a zaraz za nim masło shea. Zapach piękny, kwiatowy, daje możliwość odprężenia się i relaksu. Ogromny plus pudełka.


6. Golden Rose Metals Matte - metaliczna kredka do ust

Produkt pełnowymiarowy
Cena: 11,90 zł/szt.

Uwielbiam kolorówkę od Golden Rose i bardzo się ucieszyłam, bo już dawno nic od nich nie trafiało do pudełka. Przepiękny kolor! Kredki do ust lubię dużo bardziej  niż klasyczne pomadki. Mega, mega! Alternatywnie mogła się trafić pomadka do ust w płynie Revers o metalicznym błyszczącym wykończeniu, więc ja się ogromnie cieszę z GR. 


Wartość pudełka: około 95 zł + pędzel i gąbeczka
Cena: 49 zł - klik
Moja ocena: 5/6

I to tyle. Tym razem mogę powiedzieć, że aż tyle, bo poza tym, że kosmetyki są ze średniej półki, drogeryjne, są jednak ciekawe, zróżnicowane i bardzo mi się podobają. Największe atuty to zdecydowanie zestaw pędzli, kredka do ust i balsam do ciała. Prezent dla Ambasadorek tylko podbija tę ocenę. Super! 

Podoba się Wam?



Kemon - YoCond Color System - beżowa odżywka przeciw żółtym włosom

Kemon - YoCond Color System - beżowa odżywka przeciw żółtym włosom

Kilkanaście dni temu pojawił się wpis o fioletowym szamponie Kerastase ->klik<-  który dedykowany był blondynkom. Idąc za ciosem, dzisiejszy wpis będzie dotykał po raz kolejny tematu walki z żółtymi odcieniami blondu. Proces rozjaśniania i wychładzania moich włosów ciągle się toczy, więc sporo się dzieje :) Ostatnio posłuchałam rady mojej fryzjerki i kupiłam zestaw do pielęgnacji, który dopasowany jest do moich aktualnych potrzeb. O szamponie pewnie jeszcze będzie okazja opowiedzieć, a jest to Kemon do włosów farbowanych, natomiast dziś moja bohaterka. Beżowa odżywka Kemon w niepozornej butelce. Mnie kojarzy się trochę z butelką dla dziecka :) Zapraszam :)


Odżywka przeznaczona jest do włosów blond oraz siwych, naturalnych i farbowanych. Jej zadaniem jest odświeżyć kolor. Poza tym, że tonuje i usuwa żółte refleksy, głęboko odżywia i nabłyszcza. Zawiera m.in. proteiny pszeniczne, wyciąg z bambusa, wyciąg z jogurtu, filtry słoneczne, pantenol oraz witaminę E. Co kryje się w tej niewielkiej butelce o pojemności 150 ml?


Pod wieczkiem mamy bardzo gęstą, beżowo-brązową odżywkę o kremowej konsystencji. Jest trochę taka "ciągnąca", ale i tak rozprowadza się ją łatwo na włosach. Pachnie również pięknie, jak każdy kosmetyk Kemon. Po wsmarowaniu pozostawiamy ją na 3 minuty i koniec. Spłukujemy, ciesząc się pięknymi włosami. Bardzo bałam się ponownej już dekoloryzacji, ponieważ 5 lat temu miałam już jedną i pamiętam jak wyglądały włosy. Miałam jednak powody żeby się na to zdecydować i wracać do naturalnych włosów, więc staram się teraz robić co trzeba żeby zadbać o włosy. Po rozjaśnieniu używanie kosmetyków popularnych, tych z drogerii, nie wchodzi w grę. Na głowie miałam siano w dosłownym tego słowa znaczeniu. Bałam się, że tak już pozostanie, bo w końcu była to mocna ingerencja w strukturę włosa i wyciąganie z niego ciemnych pigmentów, ale pierwsze zastosowanie zestawu Kemon zrzuciło ogromny kamień z mojego serca.


Kiedy na wyjazd do Wrocławia zabrałam jakiś zwykły zestaw Schwarzkopf, przeżywałam osobistą tragedię i nie mogę patrzeć na zdjęcia, które wtedy miałam zrobione. Dopiero po powrocie kupiłam ten zestaw i teraz każdej blondynce polecać będę jedyną słuszną odżywkę. Atutem jest również jej wydajność, bo mimo niewielkich rozmiarów, butelka wystarczy na długo - liczę na około 2,5 miesiąca. Kosztuje dość sporo, bo 60 zł/150 ml. Niestety czasem trzeba zainwestować, ale efekt jest tego wart. Kolor po spłukaniu jest odświeżony i blond jest przygaszony. Jej regularne stosowanie daje pożądany efekt. Ponadto zero splątania, szorstkości i matowości.


Dzięki temu małemu wynalazkowi mogę przetrwać po dekoloryzacji. Znacie może kosmetyki Kemon?



Joanna Naturia - owocowe peelingi do ciała z naturalnymi granulkami

Joanna Naturia - owocowe peelingi do ciała z naturalnymi granulkami

Niestety lato dobiegło końca już definitywnie i ten tydzień pokazał to dobitnie. Rano słońce wschodzi już zauważalnie później, po 19 jest już ciemno. Padają deszcze, a w powietrzu czuć ten nieprzyjemny chłód. Pocieszeniem jak zawsze mogą być pachnące owocami kosmetyki, które są całoroczne i na szczęście możemy zawsze mieć je pod ręką. Ja w ostatnim czasie delektuję się owocowymi zapachami peelingów Joanna i to o nich chciałabym dziś powiedzieć dosłownie kilka zdań. Podejrzewam, że wiele z Was już doskonale je zna, ale warto jednak sobie o nich przypomnieć. 


Opis producenta:

Nasza seria peelingów Naturia jest przyjazna dla środowiska, zapewnia odpowiednią higienę oraz pielęgnację ciała. Zawarte w peelingach drobiny są ekologiczne i w pełni biodegradowalne. Seria składa się z dwunastu produktów drobnoziarnistych, wśród których znajdziemy dwa peelingi z balsamem (wygładzająco – odżywcze) oraz dziesięć peelingów o właściwościach myjąco – wygładzających. Kosmetyki dodatkowo zostały wzbogacone naturalnymi substancjami odżywczymi.


Seria Naturia to 12 peelingów: truskawka, bez, czarna porzeczka, czarna róża, grejpfrut, konopie, malina, olej arganowy, oliwa z oliwek, węgiel, borowina i biosiarka. U mnie widzicie 5, z czego poza konopią na szczęście trafiłam owocowe :) Zdążyłam już zużyć malinę i truskawkę, a obecnie jestem w połowie czarnej porzeczki. Peelingi są umieszczone w małych, poręcznych butelkach. Nie jestem ich wielką fanką, bo zazwyczaj trudno jest wydobyć produkt do końca i sporo zostaje go w butelce. Są jednak bardzo dobre pod kątem wyjazdów, bo zmieszczą się z łatwością w kosmetyczce. Wizualnie mają na pewno zachęcające i cieszące oko kolory. A jak z działaniem?


Drobinki ścierające są bardzo delikatne i drobne. Praktycznie trudno wyczuć je pod palcami. Nie oznacza to jednak, ku mojemu zdziwieniu, że nie dają one pożądanego efektu wygładzenia. Mimo swej delikatności i braku zaczerwienienia skóry po wykonaniu masażu, skóra jest wyraźnie gładsza i miękka. Pozbywamy się więc martwego naskórka i przygotowujemy ciało w późniejszej pielęgnacji balsamem/masłem. Produkt nie jest więc ostrym zdzierakiem, a takie też lubię. Pachną pięknie, co trzeba przyznać. Nuty owoców unoszą się w łazience i dostarczają przyjemnych doznań zmysłowych. Uważam, że to przyzwoity produkt, któremu z jednej strony trudno cokolwiek zarzucić bądź wytknąć, z drugiej strony nie jest zachwycający i zapadający w pamięci. Ot, zwyklak w normalnej cenie. Jeśli nie jesteście poszukiwaczami hitów i zachwytów, będzie dla Was ok.

Cena: 5-7 zł/100 g
Dostępność: większość drogerii stacjonarnych, internetowych, sklep Joanna


Jakie są Wasze ulubione peelingi? Wolicie solne, cukrowe czy zupełnie inne? 


Copyright © 2016 Good to try! , Blogger